No, to na zdrowie!
Dla naszego „Słoneczki”, czyli Andrzeja, każdy wyjazd, nawet do Leska czy Baligordu, jest tak zajebistym stresem, że po powrocie musi przyswoić flaszkę i wszyscy zdziwiliśmy się, gdy oświadczył nam w Siekierze: „Jadę do sanatorium!” Szykował się do tego wyjazdu, jakby się wybierał na drugi świat. Pożyczył od sąsiadów kilka porządnych toreb, z których wybrał dwie i dwa tygodnie wcześniej wdrożył w życie plan wielkiego prania odzieży wierzchniej, i zakupił nowy grzebień do trzech włosów, które posiada na głowie. Im bliżej początku wyprawy, tym stres stawał się potężniejszy, wreszcie ruszył i ślad po nim zaginął. Korzyść jest taka z tego, że nie będzie nam zawracał dupy na majówce, ale przekonaliśmy się też, że bez Słoneczki wiocha nasza jakaś taka jak bez słońca na niebie, mamy nadzieję, że delegat nasz kuracjusz powróci z tych wywczasów w całości i współczujemy sanatoryjnemu towarzystwu Słoneczki, bo przy nim to, czego, jak czego, ale zdrowia na pewno nie nabędą. Słoneczko wprawdzie dużo mówi o zdrowiu, ale brzmi to tak:
- No, to na zdrowie! No, to na zdrowie!
R