Niebieskie światełka Jezusa

 

Mam pewną cechę osobowości, która wkurwia wszystkich domowników. Zachwycam się nad ewidentną brzydotą i biedą pewnych zjawisk, tym zjawiskiem może być na przykład półka wykonana przeze mnie. Stoję przed nią i się nią zachwycam, a z ust żony słyszę:

- Co to jest?

A ja odpowiadam:

- To jest moje dzieło, może jest odrobinę brzydkie, ale spójrz, jaka ona jest biedna, ta półka.

Przykład drugi:

Dziecko Rose Mary wysłało mnie po choinkę, chodzę wokół chałupy po lesie zasadzonym własnymi rękami i szukam odpowiedniej kandydatki na miss światełek. Wszystkich żywych mi żal i w końcu znajduję ułamany czub. Przynoszę go do domu, a Rose Mary protestuje:

O nie tato, takie coś nie będzie robiło za choinkę, co to jest! Znalazłeś to na śmietniku? - a ja odpowiadam:

Ale spójrz Różuś, jakie to drzewko jest biedne.

Przykład trzeci:

Nowak z Jezusem przywożą nam światełka, bo jak mawia Staszek majster:

Na święta trza powiesić jakiś jebany badziew migoczący.

Wieszamy z Miśkiem ten chiński produkt i okazuje się, że świecą na brzydko i nie wszystkie, ale odchodzę na większą odległość od fasady Siekiery i przypatruję się im po czym mówię:

Ale spójrzcie, jakie one są biedne.

A tak na marginesie to Jezus z Nowakiem mieli kupić czerwone, ale dla Jezusa istnieją dwa kolory na świecie jasny i ciemny, ten był jasny znaczy się czerwony.

Ta moja wkurwiająca wszystkich cecha osobowości polega na zachwycaniu się światem nawet, jeśli posiada cechy brzydoty i kalectwa, bramą do postrzegania piękna jest dla mnie jego bieda, bieda tego pięknego świata.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R