Mietek musi
wrócić za kraty, a Baflo do szpitala
Wieś naszą senną przykrył puch białego śniegu, wiatr bawi się
przesypując tą białą substancję z kąta w kąt. Późnym popołudniem zmierzam do
pracy, dziwię się sobie samemu, bo jakoś szybko nabyłem pełną akceptację dla
tego chłody. Przechodząc między sklepami ciśniańskim spostrzegam Mietka
stojącego po lewej stronie drogi, a po drugiej
-Patrz
Mietek, tak to było! Robimy wizję lokalną.
Jędrek
śmieje się szczerze, a i Mietek przez skąpy uśmiech komentuje:
-To chyba Ty
byłeś. Idź na policję i się przyznaj…
Po czym
dodaje:
-Dwudziestego
muszę wrócić.
-Po, co? –
pytam.
Mietek
zawile coś wyjaśnia, że prokuratura jedna zrobiła tak, a ta druga chce inaczej
i pilnie potrzebują Mietka w pierdlu.
-To chujowo,
tak przed świętami, nie będziesz mógł się najeżać i gwiazdkę wigilijną na
niebie będziesz widział w kraty… - tym wywodem wyraźnie nie dodaję otuchy
skazanemu na Shawshank.
Żegnam się
po jednej stronie drogi z
-Baflo,
zderzyłeś się z traktorem? – zapytałem
-Nie,
niosłem narąbane drewno i byłem już przed drzwiami, a tam leżała żółta
kaczuszka na kółkach, małego Adasia i się na niej wyjebałem, poleciałem po
schodach na dół, a to drewno za mną i zatrzymałem się na parterze, tzn
zatrzymały mnie tam stojące rowery, bo poleciałbym przez drzwi na pole, a tam
jest jeszcze kilka schodów. Napiłbym się wina – przerywa Baflo.
-Może jedź
do szpitala, bo masz strasznie ten ryj skancerowany – mówię, nalewając Baflowi
małe wino.
-Zobaczę,
może pojadę – odpowiada smętnie i siorbie „specjał”
Wracam przed
północą do domu, zatrzymuję się na łąkach i spoglądam w pełnię księżyca, która
romantycznie kryje się w gałęziach bezlistnych jesionów i myślę o tych
przymusach powrotów ludzkich w miejsca, gdzie niekoniecznie chce się wracać. O
tych przymusach powrotów do takich mrocznych krain jak przeszłość, powrotów do
bólu pierwotnego istnienia. Patrzę na pełnię księżyca, która nie bawi się już w
chowanego i wyobrażam sobie, że to co widzę to wielka, lekka i jasna piłka
czystego sumienia, a tę piłkę w grudniową
R