List do
córki Rose Mary
Pośród tych miliardów gwiazd na niebie, do podziwiania wybrałem Ciebie
na tym nieskończonym nieboskłonie, z tych świateł miliardów Twoje dla mnie
świeci najjaskrawiej. Kto kogo znalazł w tym czasie i przestrzeni to w sumie
nie wiadomo, bo o to spierają się filozofowie, ale niech stanie na tym, że
przylgnęliśmy do siebie z tym ojcostwem i dzieckowstwem i jest nam cudownie w
tym tandemie. Udaje mi się nie zagłuszać tego naturalnego światła mojej
cudownej gwiazdy, staram się być tylko tłem dla tego pierwotnie dzikiego blasku,
staram się słyszeć, co mówi do mnie to pulsujące światło, ta czysta energia i
odczytywać jej potrzeby. Ojcostwo jest piękną przygodą, daje siłę, bo ma się
świadomość, że życie pójdzie dalej i wiem, że jako stwórca mojej Róży jestem
żołnierzem na posterunku, mam strzec twierdzy, do której dziecko zawsze może
wrócić i się schronić, mam strzec świadomości, Rose Mary, że to miejsce ciągle
jest. Mam umacniać wartości humanistyczne, tolerancję, empatię, zrozumienie
potrzeb innej istoty, czułości i miłości. Mam tkwić na tej reducie do końca
swych dni, bo daję dziecięciu siłę i zabezpieczam jej tyły, gdy ona walczy na
froncie swego młodego życia. Ojcowanie to piękna i bezinteresowna miłość
zupełnie inna niż do kobiety, zupełnie inna niż do psa i inna niż do wszystkich
ludzi, jest to uczucie jedyne i niepowtarzalne powodujące skłonność do
wyrzeczeń ze swojego egoizmu na rzecz interesów dziecka. Owocami cierpliwej
pracy rodzica jest mocna i stabilna istota rozróżniająca, co dobre, a co złe,
posiadająca w swym arsenale wartości nadrzędne stanowiące silnego człowieka w
życiu społecznym i indywidualnym. Różuś, dobrze, że nie słyszałaś mojej
przemowy jak sprzątałem Twój pokój gdzie odkryłem pół worka owsa wybebeszonego
przez gryzonie, w tym wszystkim z dziesięć kilo książek, zeszytów i trochę
bielizny osobistej, pół kilo kapsli po Tymbarkach, dwa tuziny połamanych
długopisów i tym podobne asortymenty. Dzisiaj Rose Mary jest licealistką i
przebywa poza domem, nie ukrywam, że bardzo mi brakuje jej codziennego blasku,
ale mam to światło w sercu i nic nie sprawi by ono zgasło, więc walcz na
froncie swojego życia i wiedz dobrze, że nie opuszczę swojego posterunku na
tyłach, dopóki istnieję możemy prowadzić batalię, a gdybym kiedyś przestał żyć
to będę nadal istniał w Twym sercu, bo jak mi bogowie niemili jestem dobrym
ojcem, bo powiedziała mi to moja córka i nie przejmuj się Różuś, że
oświadczyłem:
- Jak Ci
jakiś facet zrobi krzywdę i będziesz płakać, zajebię go żółtą sztychówką
fiskarsa i nią też wykopię mu dół - ale w sumie chcę to złagodzić odrobinę - zajebię
go własnoręcznie i wykopię mu dół swoimi pazurami.
Podsumowując tę skromną rozprawę stwierdzam, że posiadanie
dziecka o imieniu Rose Mary jest uczuciem wzniosłym i patetycznym jak słuchanie
dobrej muzyki symfonicznej.
R