Jesień w Bieszczadach

 

Już ją widać wszędzie, z brzóz otrząsa drobne liście sypiąc nimi jak deszczem złotym, łąki falują zrudziałymi łanami odpływu jak morze senne się kołyszą. Ta jesień to ten ptak zrywający się do lotu, ta jesień to spłoszona łania pośród złocących się modrzewi, ta jesień to ten lis umykający przed moim szarym psem, ta jesień to przede wszystkim barwy, ale też i te emocje drgające niepokojem w mej duszy, ta jesień to te skojarzenia z odejściem i smutkiem, ta jesień to lęk przed śmiercią. Jesień w Bieszczadach jest piękniejsza od wszystkich słów, które mój mózg skojarzy z barwami, bo jesień ta jest jednym z najcudowniejszych obrazów mojego świata. Jesień ta to kryształowe wody Wetlinki i Solinki, jesień ta to orzechy laskowe osiadłe w zakolach potoków, które smakują jak sytość całego lata, jak zaspokojenie głodu na zimę, jesień to wstęga płynących liści korowodem tajemniczych rzek mieniących się w lustrze wody jak motyle zgodnie lecące w stronę otchłani czasu. Jesień ta to góry spowite w szare całuny wilgoci, jesień ta to moja dziecinna ciekawość odgadywania kolorów. Jesień w Bieszczadach to nostalgiczny zegar szelestem spadających liści mierzący sekundy przemijania. Jesień w Bieszczadach to podsumowanie tej pięknej wiosny i lata i trzeba napychać do spichrza duszy te barwne wrażenia, by starczyło ich przez zimę, która będąc zimnym i szarym malarzem nie wierzy w boskie kolory.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R