Jesień ścieli się spokojem

 

To już koniec listopada, a jesień piękna ścieli się spokojem. Stąpam aleją po poskręcanych opadłych liściach, które szeleszczą szeptem pod nogami, a na dachu domostwa igły złote modrzewi nimbem ikony bieszczadzkiej jaśnieją. Zanurzamy się z psem Bregiem maści cudownie szarej w jeszcze większą szarość ścielącej się jesieni, czuję ten cudowny zapach słodko-mdło-kwaśny rozkładających się liści i czuję jakąś pogodną nostalgię. Ciszę lasu rozdzierają nawoływania sójki, koń Emil podnosi łeb znad siana i spogląda z ciekawością w tamtym kierunku, jego sierść mieni się miedzią, wygląda jak pomnik bez jeźdźca przypadkowo tutaj postawiony. Jesień ścieli się spokojem i widać ją wszędzie i widać ten spokój i tę łagodność, łąki już jak sierść zimowa łani, ale gdzieniegdzie jeszcze się zielenią niezważone mrozem, jakby ta zieleń deklarowała: walczymy do końca nim biel nas zakryje. Rzeka Solinka tłoczy energicznie swe krystaliczne wody w wąskie przesmyki, po czym rozlewa je leniwie na żwirowych płaniach, stąpam z psem po brzegu, schylam się i dotykam zimnych kamieni, one też tchną tym cudownym spokojem, może nawet piękną obojętnością. Bobry za Siekierezadą karczują wierzbę i budują żeremie, widać w ich działaniu pośpiech i determinację, bo wcześniejsze konstrukcje zabrała im duża woda. Idę z psem Bregiem po swojej śródpolnej drodze obsadzonej modrzewiami i raduję się, że u mych stóp jesień ścieli się spokojem, że dostąpiłem daru tej wędrówki tego cudownego spaceru przez swoje istnienie…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R