Jesień piękna

 

Wiekowa grusza obrodziła soczystymi, słodko-cierpkimi owocami. W nocy sycą się tą cudownością łanie, a w dzień leżący pod tą matką rodzicielką Baflo. Przechodząc tamtędy podziwiam szeleszczące i łopoczące barwne liście. Baflo pyta się standardowo:

- Nie masz jakiejś roboty?

- Mam, ale robi ją już Mietek, tę tarninę wytrzebioną przez Tadka usuwa z łąki z tej, z której wtedy spierdoliłeś, to rozumiem, że ta robota nie jest dla ciebie, bo z niej wtedy zrezygnowałeś, a na chuj będziesz uciekał jeszcze raz, szkoda fatygi – wykładam Baflowi klarownie.

- No tak godzi się pokornie z moim wywodem.

 Mietek walczy z tą tarniną jest ciężko, wzrosła w trawę, Mietek rano twierdził, że nie pije a w południe jest już bardzo najeżany, ale widocznie te twierdzenia są mu bardzo potrzebne do ogólnej wizji świata. Po południu siadam na rower i pędzę na Wetlinę tam przy sklepie spotykam smaganego zimnym, październikowym wiatrem Henka Dryję, pomagam mu wstać z ławki i dojść do samochodu okazji, który zabiera go na Stare Sioło. Henek żali się, że nogi go nie słuchają, że ma poważne neurologiczne problemy. Na końcu języka miałem:

- To więcej chlej, – ale widząc jego umęczoną twarz powstrzymałem się od kąśliwości. Lipy przed sklepem Zdzicha ozłociły swe liści, piękna jesień otuliła nas swą zadumą. Wracam do Cisnej i wieczorem przechadzam się z krowo-psem Bregiem po naszych łąkach, konie żują leniwie siano przy stajni, przy lesie pasą się łanie, a wiatr rozdmuchuje w pył te wszystkie letnie i trochę czuję niepokój, a trochę we mnie spokoju i te dwa stany mieszają się we mnie w jakiś dziwny stan, który jest bardzo przyjemny i mówię tylko do psa:

- Jesień piękna.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R