Dzięki Ci
Jezu!
Przed świętami dał się zwabić do Cisnej Jezus, nie ten z krzyża,
a ten z Wołomina. Jezus przybył celem opanowania kryzysowej sytuacji z
zaległymi opowiadaniami. Przez kilka dni przepisaliśmy prawie trzy dziesiątki
moich bazgrołów i czytelnicy: Wojtek Stolarz, Jędrek, Gośka, Anna Jedna
Czwarta, Czesiek ze Szczecina i inni mogą być zadowoleni, a i ja bardzo
kontent, że nie ciąży mi już balast tej pięknej jesieni i mogę zanurzyć się w
zimie. Z Jezusem pracuje się składnie, ale oczywiście moją ulubioną sekretarką
jest córka Rose Mary, z którą podczas pracy się
kłócimy i przy klawiaturze jest bardzo dynamicznie, łącznie z szantażowaniem
mojej osoby:
-Bo będziesz
przepisywał sobie sam, a znając Twoje umiejętności nie skończysz nawet przed
końcem ludzkości.
Ale Jezus też ma olbrzymi potencjał i zawsze mogę się pochwalić
z dumą: „moje opowiadania przepisuje sam Jezus”. Zapisuję właśnie ostatnią
stronę jaskrawoczerwonego zeszytu i też mi jest lżej z tego powodu, że będę
mógł go odłożyć już do archiwum i kupić sobie nowy, bo takie skrypty trochę
ciążą i dobrze je, co jakiś czas oddać pająkom we władanie by opieczętowały swą
nicią zapomnienia na wieki. Kończy się też ten rok 2012 i podsumowując swój
literacki urobek jestem zadowolony, coś tam kurwa się
napisało. Dzięki Ci Jezu, Jędrzeju, Nowaku, Rose
Mary, Boruchu, Syrenko i wszystkim mym sekretarzom za przepisywanie z długopisu
do elektronicznej maszyny. Dzięki Ci Jezu, że udało się domknąć ten rok i
zacząć nowy, dzięki Ci, że męczysz się na tym patyku za nas.
R