Dwie wersje

 

Wracam z miasta Leska do wsi naszej Cisnej objawionej światu całemu, jako raj na tej ziemi i na okazję wiozę panią znajomą do Baligrodu. Po drodze rozmowa schodzi na literaturę, pani wypowiada swą opinię na temat „Opowieści z Siekierezady”:

-Niech się pan nie obrazi, ale tyle jest wulgaryzmów w tej książce, że ja się aż boję.

Wysadzam panią w Baligrodzie i jadąc do Cisnej zastanawiam się nad tymi krytycznymi słowami. Zjeżdżając z góry Jabłońskiej składam sobie deklarację:

-No kurwa, ma trochę racji nie mogą cierpieć niewinni, trzeba pisać dwie wersje by nie zgarszać narodu.

Wyjeżdżam na górę Horb, pędzę do swego „gabinetu” i wdrażam na gorąco plan, by zaspokoić wszelkiego czytelnika.

 

Dwie wersje

Miłość Krystyny i Stanisława w sielskich okolicznościach wiejskiej zabudowy.

 

P.S. Drogi czytelniku, wychodząc na przeciw Waszym potrzebą przedstawiam tutaj oto dwie wersje tego samego zdarzenia, jedna bez słów brzydkich, a druga ze słowami chujowymi – miłej lektury..

 

I. Stanisław wjechał na podwórzec zaprzęgiem karych koni, a słońce zachodziło już za dachem budynków stajennych krytych gontem osikowym, po całym dniu przy pracach polowych gdzie pługiem odwracał skiby matki ziemi spragniony był wielce i trzymając bat w dłoni jawił się w tym zachodzie słońca jak Juliusz Cezar po powrocie ze zwycięskiej kampanii. Oczekując jego przybycia Krystyna stała na ganku wiejskiego domu z dzbanem schłodzonego mleka, jak nimfa lekko prawie nie dotykając stopami ziemi podbiegła do Stanisława i podał napój. Ten spojrzał z lubością w jej duże, wyraziste oczy i jął z dostojnością spożywać chłodziwo, a Krystyna z podziwem patrzyła na jego napięte muskuły i zakiełkowała w jej głowie ta myśl o namiętności do tego męża i rozlała się jej po całym ciele.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           

II. Jeszcze przed bramą gospodarstwa Staszek był, a już słychać było wyraźnie jak kurwuje i chujuje i napierdala batem czarne szkapy:

- O wy jebane chabety z wami to nie orać tę kurewską ziemię tylko do rzeźni zapierdalać, to ja już lepiej bym chujem to zaorał niż tym starym, zjebanym pługiem – i jeb koniska pierdolnął baciorem zarówno z lewego i prawego boku, aż te pierdnęły obficie i z momentu znalazły się na środku podwórza.

Staszek potężnie szarpnął za lejce, mimo że szkapy już stały, popatrzył na zachodzące za stodołą słońce i ryknął:

- To ja kurwa jak ten chuj dziki smażę się w blasku tego jebanego, pomarańczowego balona, a tu żadnej kurwy nawet nie ma z wodą chociażby z kałuży!

- Krycha, Krycha!!! - wrzasnął potężnie – rusz tę swoją dupę końskim chujem jebaną i przynieś mi tu wody.

Krycha zajęta była właśnie, a raczej Krychą zajmował się Antek, pomocnik Stacha. Kiedy spragniony wydzierał się o łyk wody to Antek był właśnie na etapie międlenia cycków tejże jedną dłonią, a druga utknęła mu gdzieś w czeluściach pod spódnicą. Krycha rzekła niezadowolona:

- Musiał ten chuj skończyć robotę teraz, nie da człowiekowi ani trochę wytchnienia.

Poprawiła sukienkę, chwyciła dzbanek z zimnym zsiadłym mlekiem, wybrała dłonią muchy i popędziła do oczekującego, podbiegła do wozu i podała chłodziwo. Staszek siorbnął potężnie i rozluźniwszy mięśnie pierdnął solidnie, obtarł gębę dłonią i rzekł:

- Smakuje jak sperma starego byka – zlazł z wozu podał lejce Kryśce i nakazał – rozprzęgnij i napój konie, chuj z tą gospodarą jebaną, nieroby, na cały ten burdel ja sam nie narobię – dał wyraz swemu niezadowoleniu.

Czy to z tego powodu, że ten jebany balon słoneczny za bardzo go przypalił w czerep, czy to z kaca, który od rana go męczył, bo wczoraj chlali w karczmie z chłopami?

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           

I. Stanisław wyczytał z ruchów ciała Krystyny to subtelne zaproszenie, uchwycił tą delikatną nić tajnego porozumienia i czuł jak go grzeje w dłoni. Oporządził konie, zaprowadził do stajni, zadał obroku i podszedłwszy do studni, zdjął koszulę by się obmyć i ochłodzić, widział kątem oka jak Krystyna stojąc w drzwiach stodoły spoziera na niego przychylnym wzrokiem. Instynktownie prężył swe muskuły, by zrobić jeszcze lepsze wrażenie i w pewnej chwili poczuł, że to się stanie, że musi iść do stodoły i uczynić z Krystyną to męsko damskie przymierze, bo i on i ona czują zew tego pragnienia i to zachodzące słońce też tego oczekuje. Ruszył w kierunku otwartych wrót stodoły gdzie podreptała już Krystyna, zamknął je i w miłym skwarze i zapachu suszonego siana jął delikatnie muskać dłonią usta Krystyny, ta przymknęła swe szkliste oczy i uchyliwszy usta oczekiwała pocałunku. Stanisław ułożył ją na tym świeżym sianie i zamknęły się nad nimi wszystkie odgłosy tego świata. Stanisław z Krystyną podróżowali w głąb cudownych, erotycznych krain, pieścił delikatnymi ruchami jej piersi jakby wiosną żyto siał, składał pocałunki na jej rozpalonym ciele jakby jesienią owoce z rajskiej jabłoni smakował. Niech piękno i łagodność tego aktu wzniosłego mężczyzny i kobiety w sielskiej stodole pozostanie tajemnicą tych dwojga, bo nam nie godzi się już dłużej tam przebywać i przeszkadzać.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           

II. Staszek wyraźnie spięty i wkurwiony stał przy studni, chwilę miał wahanie czy się obmyć czy iść pierdolnąć sobie klina w stodole gdzie schował pół litra samogonu i wtedy wzrok jego spoczął na wypiętym zadzie Kryśki, co poiła konie. Podszedł doń i klepną ją w dupsko na odlew aż się czerwona ręka odbiła. Krycha się wyprostowała i wiedziała już, że Staszka chuć okrutna naszła i w okolicach krocza pantalony mu wybulwiło i wypuczyło. Z udawanym przerażeniem pobiegła do stodoły a Stach za nią. Zamknął za sobą wrota i krzyknął:

- Ściągaj kiecę będziem ruchali.

Krycha się obnażyła i zad wypięła, Stach dobył sprawnie kutasa i po chwili byli już sprzęgnięci jak dobra para koni do roboty. Staszek napierał z mocą olbrzymią i powtarzał:

- Oj Krycha, już ja cię wyrucham, już ja cię zaoram.

- Oj tak, oraj mnie, oraj mnie Stachu po same jaja.

- Oj Krycha, już ja cię zasieję jak ten hektar pola za stodołą.

I Stachu z werwą zaciekłą plaskał o dupsko Kryśki i ta robota bardzo mu się podobała, i tak se zgodnie pracowali jak ta młockarnia, co zborze młóci. Praca rolnika jest jednak urocza. I kiedy Stachu miał już kończyć zasiew przyśpieszenie nabrało tempa jakby ten się śpieszył ze zbiórką siana przed deszczem, to właśnie wtedy do stodoły wszedł Antek, co też trochę kręcił z Krychą i na boku się ruchali.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           

I. I miłość wypełniła tę stodołę jak kościół wypełniają wzniosłe modlitwy, a piękne słowa wypowiadane przez kochanków osiadły na świeżym sianie jak letnie kwiaty. Dłonie podróżowały po ciałach z delikatnością pszczół zbierających pyłek z kwiatostanów i Stanisław wypełnił Krystynę sobą całym, a i ona go przyjęła sobą całą i namiętność dobiegała szczytu, gdy do tej świątyni Afrodyty wtargnął Antoni, który też żywił uczucia gorące do Krystyny.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           

II. Antek jak kurwa zobaczył te Stacha napierające poślady i tego chuja jak dyszel w rozworze cipy Krystyny, jak się wziął i wkurwił, bo Krycha mu wczoraj gadała, że ze Stachem to się już nie rucha, jak wziął widły dwójki i zapodał tamtemu w dupę i jak Stachu przeraźliwie jęknął i krew go zalała, a Antek wrzeszczał:

- O ty skurwysynie, żeby ci ten chuj nigdy już nie stanął, to my wódkę wczoraj razem pili, a ty Krychę mi tu wyruchujesz, o ty końskim chujem jebany w mózg... a ty kurwo, tej swojej cipy nawet na chwilę nie możesz domknąć, kurwa, kto chce włazi w nią, w ten twój srom jak do kościoła pielgrzymki chujów się ustawiają.

Stachu uciekając zgubił te widły z dupy i dzięki bogu to były widły dwójki, to pośladki tylko przebiły, bo jakby były trójki to armagedon by nastąpił i nie byłoby się, czym wysrać. I nim słoneczko całkiem zaszło cała trójka już się prawie pogodziła i Staszek z Antkiem pili samogon, a Krycha skrobała kurę na rosół. Stachu musiał leżeć na brzuchu, bo dupa go żywym ogniem jebała a Krycha limo jedno tylko miała, bo Antek za to kłusownicze ruchanie dla sprawiedliwości raz jej przypierdolił, i w sumie tak się wszyscy najebali, że później obaj Krychę wyruchali, a nazajutrz do pola nie miał, kto jechać, bo klinowali.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           

I. Antoni wtargnął w świat dźwięków miłości subtelnych jak zwierz dziki w ogród ludzką ręką pielęgnowany, gdy oczy jego przyzwyczaiły się do mroku pomieszczenia ujrzał w splotach dwoje kochanków. By nie przeszkadzać w tym boskim misterium odwrócił się i rzekł tylko:

- Droga Krystyno i drogi Stanisławie proszę przyjść do mnie później na rozmowę, bo doznałem wstrząsu emocjonalnego i jestem rozedrgany, – po czym odszedł do izby gotować strawę.

Kochankowie odziali swe nagie ciała i ruszyli do Antoniego. Ten ugościł ich rosołem i wytłumaczył niestosowność sytuacji powołując się na pismo święte:

- Nie pożądaj żony bliźniego swego i nie czyń innemu, co tobie niemiłe, – po czym odmówili razem różaniec przed obrazem matki boskiej i syna jej Jezusa Chrystusa i nawzajem wybaczyli sobie grzechy. Antoni wypił jeszcze ze Stanisławem dla zgody po jednym kieliszku okowity, ale takim małym, bo przecież jutro trzeba iść do pracy, uścisnęli sobie dłonie i życzywszy dobrej nocy udali się na spoczynek.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R