Deszczowa
Piosenka
Marek Co Nie Robi Nic pędził bydło głównym traktem ciśniańskim,
stałem na poboczu i mając naście lat z podziwem patrzyłem na tę westernową
scenę i też bym tak chciał, ale mieliśmy tylko wtedy króliki więc głupio bym
wyglądał pędząc je przez wieś. Zazdrościłem szczerze Markowi tej
odpowiedzialnej fuchy i jak mnie mijał zapytałem:
- Marek,
gdzie je pędzisz?
- Na pustyń
– odpowiedział z nieukrywaną dumą Marek Co Nie Robi Nic.
Moja
wyobraźnia malowała w mym umyśle wielką przestrzeń piachu z wydmami i skąpą
roślinnością u ich stóp, zastanawiało mnie to bardzo, po co Marek pędzi bydło
na pustyń, więc poprosiłem żeby mnie dołączył do poganiaczy bydła. Dostałem w
dłoń kij leszczynowy do popędzania stada i ruszyliśmy w stronę Honu góry, która
na zmianę pogody wyje halnymi wiatrami. Dotarliśmy do łąk za dzisiejszą bacówką
i Marek rzucił oschle dwa słowa:
- To tutaj.
Rozejrzałem
się wokół i nigdzie nie widziałem piasku, by się upewnić czy aby nie
zabłądziliśmy zapytałem:
- To tutaj
jest ta pustyń?
- Acha –
potwierdził główny kierownik pastuchów.
Rozpaliliśmy
ognisko i paśliśmy bydło, Marek snuł opowieści jak kiedyś byk uciekł w las i
szukali go ze starym dwa dni, albo jak kiedyś poszedł na maliny, a krowa
zaplątał się w drut kolczasty i dostał straszny wpierdol. Słuchałem z
rozdziawioną gębą, bo oto uczestniczyłem w prawdziwym pionierskim życiu, wokół
pachniało dymem z ogniska, krowami i łąkami na tej pięknej pustyni. Marek Co
Nie Robi Nic często nie chadzał do szkoły, bo Pezex – jego stworzyciel,
wychodził z założenia, że od siedzenia na dupie po osiem godzin dziennie w
ławie szkolnej, to człowiek może się nabyć tylko hemoroidów. Oj bogowie, jak ja
zazdrościłem Markowi tego stylu istnienia, ale nie do końca miałem wówczas
obiektywny ogląd rzeczywistości, bo okazało się po latach, że Pezex stworzył
swe dzieci, by zapierdalały ponad siły na jego chwałę, walczyły z gnojem i
sianem, z obrządzaniem bydła i świń i jak ta harówa wydała owoce, to Pezex po
zapędzeniu byków na „spęd” w Dołżycy powracał stamtąd dumny z kieszeniami
starego garnituru wypchanymi banknotami, w którym zawsze występował i skręcał w
Cisnej do „Zacisza”, gdzie przez kilka dni przepijał skutecznie pracę swojego
zespołu. W nocy zalegał szczęśliwy w rowie najczęściej po prawej stronie, bo po
lewej zalegał Bolek – stary Bulego, więc nie wchodzili sobie w drogę i z tego
prawego rowu słychać było piękną linię melodyczną Pezexa, który leżąc sobie w
letnim deszczu śpiewał pieśń radości życia – lalalalalalala i Pezex tak sobie
lalalalalalala, a Hankom żona jego i Marek Co Nie Robi Nic z braćmi
zapierdalali bez wytchnienia na ten nonszalancki i renesansowy styl istnienia
Pezexa. Wszystkie chłopy we wsi zazdrościli Pezexowi tego daru organizacji
pracy i tej wprost dziecięcej radości życia w tym rowie i niosła się ta pieśń
pochwalna radości bytu w eter Cisnej – lalalalalalala i nieraz dochodziło do
drobnych buntów w zespole, ale władca i na to miał złoty środek, brał, co było
pod ręką i napierdalał wszystko, co się wokół ruszało, w takim przypadku
dostała Hankom, Marek i bracia i kot przyjął coś na czachę, a i psu nie było
oszczędzone, i wszelkie stworzenie wiedziało już na kilka następnych tygodni,
że Bóg stworzył świat i organizację pracy, a bogiem jest Pezex i on wie, co
dobre dla wszystkiego stworzenia, bo on ma beret z antenką, przez który odbiera
słowa światłe z kosmosu i wykłada je braciom pomniejszym, a słowa te
przetłumaczone ze starokoptyjskiego brzmią:
-
Zapierdalajcie, albo was zajebię.
Po latach
romantyczny mit „pustyni” markowej trochę wyblakł w mym umyśle, po latach
widzę, że ta pustyń Pezexa, to pustynia emocjonalna i uczuciowa, to pustynia,
na której nie wyrosła empatia do bliskich i dalszych istot, to pustynia
rodzica, w której zagubione dzieci błagają o wodę miłości i akceptacji swych
bytów, to pustynia, na której się umiera z rozpaczy i pragnienia niemożności
otrzymania ciepła od stworzycieli, a w tle słychać deszczową piosenkę Pezexa
(grabarza) lalalalalalala, która sama w sobie była pogodna, ale też kontekście
wszystkich jego czynów bardzo cyniczna – lalalalalalala…
R