Czy to lot kondora czy trzmiela azaliż?

 

Dwunastego lutego ciąg dalszy anomaliuma pogodowego chyba największego od jakichś stu lat co najmniej - w dzień jest kilkanaście stopni powyżej zera, pada deszcz, roją się owady i gdy przyświeca słońce przez gęste chmury, to natychmiast wabi w przestrzeń pszczoły. To wszystko dzieje się na pewno na skutek modlitwy Janka Rapera do nowego papieża Franciszka w intencji braku zimy. Raper stoi właśnie przy murze Siekiery i palcami wyłuskuje z unijnej, mięsnej puszki  jej zawartość, mlaska przy tym i ślini się jak mój pies Brego. Widząc to mówię doń:

- Raper, plastikowy widelec w sklepie kosztuje dwadzieścia groszy byłoby ci poręczniej takim narzędziem.

- Pierdolę tam, nie chce mi się iść - odpowiada nadal grzebiąc brudnymi paluchami w trzewiach puszki.

Jestem nastrojony optymistycznie do dzisiejszego dnia umówiłem się z Mietkiem Nożownikiem na prace porządkowe w garażu Siekiery, musimy posegregować i ułożyć części zamienne do GMC 352, niektóre mają spore gabaryty. Gdy już tego dokonujemy przykręcamy jeszcze ring nad kabinę do ciężkiego karabinu maszynowego (zawsze może się przydać), skręcamy śruby i gotowe, odchodzę kilka metrów od pojazdu i spoglądam z zadowoleniem mówiąc przy tym doznając nabożnej ekstazy świętego Franciszka:

- No teraz ten dżems wygląda jak Simon Templer, kurwa prawdziwy święty dżems z aureolą.

Podnosimy jeszcze przy pomocy Bafla ścianę blaszanego garażu, bo zacieka na dodżkę ambulans, podczas tej operacji nadchodzi listonosz Osa wręcza Mietkowi list polecony. Wszyscy z niecierpliwością czekamy aż Mietek go otworzy wszak nieczęsto otrzymuje takie pisma. Mietek rozrywa kopertę i czyta, po czym mówi na głos:

- Te chuje znowu chcą żebym zapłacił za ten śmigłowiec.

- Kupiłeś sobie helikopter? - pyta Baflo.

- Sam sobie chuju kup - wścieka się Mietek - to rachunek za ten lot... jak dostałem padaczkę w lecie to wjebali mnie do śmigłowca i wylądowałem w Rzeszowie - tłumaczy.

- Ile ci policzyli? - pyta Osa.

- Osiem stów - charczy z niesmakiem Mietek.

- To chyba tanio - mówię.

- A jak byś wcześniej zarezerwował to by było jeszcze taniej - dodaje z przekąsem Osa.

- Mietek ty masz wielko biznesowe problemy, mi nie przysyłają rachunków za lot helikopterem - mówię z podziwem.

Osa odszedł do swych obowiązków, Bafla zwolniłem wypłacając mu jego wynagrodzenie dwa czterdzieści pięć złotego, a z Mietkiem już milcząc dokończyliśmy robotę, po czym otrzymał gaże w wysokości dwóch dych i dołożyłem mu jeszcze stary telewizor, bo narzekał, że poprzedni, który też dostał ode mnie wyłącza mu się samoistnie podczas ciekawych programów. Mietek Nożownik ruszył ścieżką swojego przeznaczenia, a ja patrząc na jego oddalającą się postać powiedziałem do siebie:

- Czy to "kondor passa" czy też trzmiel sobie lata? Nie, to Mietek helikopterem po niebie bieszczadzkim sobie śmiga za te jedyne osiem stówek.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R