Czy Baflo jest świadomy swego istnienia?
Ostatnia dekada kwietnia sączy się bez deszczu skromną zielenią. Zdaje się w tym sennym spokoju wszystko oczekuje na prawdziwą, wiosenną burzę. Już zawiązują się listki brzóz, olch i czeremchy, wychynęły ze swych pancerzy igły modrzewi i wierzby tworzą już tą mgiełkę jasnozieloną na tle błękitnego nieba, ale wokół wyczuwa się to podniecenie oczekiwania na ulewny deszcz. Kwitną kaczeńce, cebulice, zawilce, pierwiosnki i podbiały jakby się zmówiły, że będą to robiły w tym roku w jednej chwili. Przez ludzkie, asfaltowe drogi suną powoli ropuchy na gody, wcześniej przemaszerowały już żaby trawne, na skarpach wiją się w zalotach stalowe ciała zaskrońców, a na torach za Siekierezadą Baflo rozpija z Mietkiem, co powrócił z więźnia, wino i tak się patrzę na nich i ciekawi mnie czy on jest świadomy swego istnienia. Czy może Baflo tak sobie spontanicznie kwitnie jak te kwiaty na łące, albo sobie tak po prostu idzie jak ta żaba przez drogę.
- Baflo - krzyczę zza budynku siekiery w stronę torów - czy ty masz świadomość istnienia?
- A co to kurwa jest? - odpowiada zdziwiony.
- Chyba moje obawy nie były bezpodstawne - mówię do siebie i patrzę chwilę na dzielną ropuchę wędrującą do stawu, a później na Bafla przechylającego plastikowy kubek z winem wiśniowym.
- Ciekawe czy ja mam świadomość istnienia - zadaję sobie to samo pytanie i tęsknie patrzę na zachmurzone niebo, bo też bym już chciał tej wiosennej burzy.
R