Człowiek, który utracił własne sny

 

Niby nic się nie stało, niby wszystko było tak, jak było wcześniej, człowiek żył, pracował, kładł się na spoczynek i zasypiał, niby nic się nie zmieniło w jego dniach istnienia, ale widać było z boku, że twarz tego człowieka szarzeje i pojawiają się nowe zmarszczki, widać było, że oczy tego człowieka tracą wyraz i blask, że człowiek ten gaśnie nieubłaganie z taką okrutną metodyką śmierci.

Człowiek ten żył, pracował i kładł się na spoczynek i zasypiał i nie było widać po jego obliczu, że on coś wie w tej sprawie swojego umierania, robił to, co zawsze, mówił do innych ludzi, podawał dłoń na przywitanie, spacerując patrzył na ciemny las i głaskał psa, ale z boku widać było, ze gaśnie, że jego płomień życia dramatycznie pełga i drga jak świeca wystawiona z zacisznej kaplicy na grób w szczerym polu.

Człowiek nadal żył i pracował i kładł się na spoczynek i kiedy szedł o świtaniu w swój nowy dzień, każdy napotkany człowiek myślał sobie: „On umiera…”. I każdy człowiek martwił się o tego człowieka, który gasł, ale chyba o tym nie wiedział i wszyscy zastanawiali się czy on może wie, a tylko udaje, że nie wie. I każdy z nas zastanawiał się czy uczciwie będzie mu o tym powiedzieć, ale nikt się nie odważył. Kiedy temu człowiekowi oczy żarzyły się już takim smutkiem jak księżyc w pełni nad umarłymi wioskami, kiedy temu człowiekowi twarz zszarzała jak łąki bieszczadzkie w noc listopadową i kiedy ten człowiek spojrzał przez przypadek w lustro, zobaczył w nim swoją trwogę, więc poszedł do medyka. Ten nawet go nie badał, spojrzał tylko i rzekł:

-Pan umiera.

-Nie, ja tylko utraciłem własne sny.. – odpowiedział cicho człowiek.

I myśląc, że medyk się myli poszedł do księdza.

Pleban tylko raz spojrzał w te niespokojne oczy, przez które widać było udręczoną duszę i rzekł:

-Pan umiera.

-Nie, ja tylko utraciłem własne sny..

I człowiek wrócił do swego domu i ponownie spojrzał w stare lustro i rzekł chyba bardziej do tego lustra, które nie wierzyło w to, co odbijało:

-Ja tylko utraciłem własne sny….

 

Powrót

                                                                                                                                                  R