Człowiek czy pies
- Proszę
pana ja nie wiem do dzisiaj czy to był człowiek czy pies, to już trzydzieści
lat, a ja się wciąż z tym bardzo męczę.
- Myślę, że
do tego dotrzemy - rzekł łagodnie psychiatra - proszę powiedzieć jeszcze raz
jak to było z tym wieszaniem.
Pacjent
skrzywił się boleśnie i skurczył w sobie, jego wysoka postać zdawała się
nawijać na siebie w rulonik, by znaleźć się jak najbliżej podłogi.
- Ten
człowiek, no... czy ten pies był niedobry, to znaczy ja tego nie wiedziałem,
ale wuj mówił, że on jest niedobry i trzeba coś z tym zrobić, no trzeba go
powiesić.
Pacjent
spojrzał z zakłopotaniem na lekarza i jakby zachęcony jego spokojnym wyrazem
twarzy kontynuował.
- On się bał
dorosłych, to wuj mnie wysłał żebym go zwabił koło tej jabłonki za stodołą, ja
byłem dzieckiem a dzieci budzą przecież zaufane, bo same są ufne.
Pacjent
rozejrzał się na boki jakby to co mówił nie było do końca prawdą i jakby te
słowa o zaufaniu budziły bardziej niepokój i stan zagrożenia.
- Ja nie
chciałem go znaleźć na wiosce, ale bałem się wuja, nie wiedziałem czy on jest
niedobry po prostu nie bałem się go, a wuja bardzo. Nie mogłem zrozumieć,
dlaczego on jest niedobry...
- Tak,
słucham pana - pokrzepił pacjenta doktor wyczuwając, że ten się zamyka w sobie.
Po dłuższym
milczeniu pacjent kontynuował:
- I jak
przechodziłem koło starego kościoła, to go spotkałem leżącego na ciepłych
kamiennych schodach, bo to wtedy lato było i poprowadziłem go za tę stodołę, to
znaczy on sam za mną szedł... bo mi ufał - dodał z bólem przez zaciśnięte
szczęki. - I tam wuj go złapał na pętlę i przerzuciwszy sznur przez grubą gałąź
jabłonki pociągnął w górę i on tak długo charczał i wierzgał nogami, to ja nie
wytrzymałem i uwiesiłem się jego drgających nóg, bo chciałem mu pomóc, bo on
nie był chyba zły i wtedy on wierzgnął tylko tak mocno i znieruchomiał, a ja
kurczowo trzymałem się jego sierści i kolebaliśmy się obaj jak na jakiejś
huśtawce i podszedł do mnie wuj i powiedział "zuch chłopiec, jak byś go
nie dodusił to czekalibyśmy tu jeszcze z pół godziny, bo psa ciężko
powiesić".
Zapadło
milczenie, pan psychiatra metodycznie zapełniał swój brulion rządkiem znaków
wychodzących spod rysika ołówka i przez jego twarz przemknął jakiś grymas,
którego pacjent nie odszyfrował.
- Proszę
pana ja nie wiem do dzisiaj czy to był człowiek czy pies - powtórzył niepewnie
pacjent.
R