Aggeusz
Śmierć Aggeusza - brzmi patetycznie jak z mitologii greckiej. Nie wiedziałem, że pan Ćmakowski ma takie oryginalne imię. Wszyscy czekamy z utęsknieniem na wiosnę, ale Aggeuszowi nie było dane, dzisiaj w ten nadal mroźny, kwietniowy dzień jego istnienie się dopełniło, tej wiosny już nie ujrzy. To niesamowite zdarzenie odejścia człowieka zamienia się w powszedniość śmierci, w słowie "umarł" zamyka się całe dziewięćdziesięciojednoletnie życie. Pan Ćmakowski był od zawsze w naszym świecie, po prostu istniał jak te lipy pradawne na cmentarzu, jak te lasy wokół Cisnej, jak wody szumiące rzeki Solinki. Człowiek ten pracował w ciśniańskim CPN (stacji paliw), później odszedł na emeryturę i wiódł długi szczęśliwy żywot wraz ze swoją towarzyszką życia, aż ona kilka lat temu go opuściła z powodu własnej śmierci. Aggeusz został w swym domu sam ze swoją starością. Wracając z pracy w noc ciemną często widziałem siwą głowę w oknie samotności oświetloną nimbem światła słabej żarówki. To taki czas, do którego każdy z nas dobrnie i wówczas patrzy się już tylko w głąb przeszłości, jak w mroczny tunel sztolni, którą cierpliwie wydrążyło się własnymi dłońmi. Przykro mi, że nie mógł Pan być beneficjentem tej pięknej, bieszczadzkiej wiosny, która puka już do bram naszej wsi i smutno mi, że Pańskie okno ludzkiej samotności będzie od dzisiaj jeszcze bardziej puste i samotne. Śmierć Aggeusza - brzmi patetycznie jak z mitologii greckiej...
R