Z łuku do agentów niedoboru


Dzieciństwo jest piękne, jest cudowne, bo myśl dziecka jest wyjebana w kosmos. Dostałem na urodziny łuk z tworzywa, nie rozstawałem się z nim całymi dniami. Strzelałem w górę i było kupa radochy czy strzała nie trafi w kogoś z nas bawiących się w Indian. Strzelałem też w dal do celu w liście buraków pana Domina w końcu doszedłem do słusznego wniosku, że należy strzelić do wroga. Chwilę pomyślałem któż może być wrogiem czerwonej skóry i olśniło mnie:

- Zrobię zasadzkę na konwojentów, którzy jeździli żukiem z gminnej rejonowej spółdzielni Lesko i wozili oranżadę, bułki, wino i piwo. Często słyszało się na wsi narzekanie, że:

- Kurwa piwa nie dowieźli - albo - kurwa wina nie przywieźli.

Więc Ci jegomoście świetnie nadawali się na wrogów. Urządziłem zasadzkę na zakręcie koło pana Babicza, tam musieli zwolnić. Cierpliwie czekałem i kiedy usłyszałem charakterystyczny klekot starego żuka napiąłem cięciwę i widząc już cel wypuściłem strzałę. Trafiłem w małą szybkę z boku, która się rozbiła, a strzała upadła w rów. Blade twarze zatrzymały dyliżans i nie wiedząc co się stało chodzili wokół żuka, nie miałem więcej strzał, bo byli wystawieni jak na dłoni i bardzo żałowałem. Przywarłem w krzakach do ziemi i udawałem martwą czerwoną skórę w końcu usłyszałem:

- To chyba spadła jakaś gałąź z drzewa.

Wsiedli do pojazdu i ruszyli, a ja podniosłem swój łuk z ziemi i ruszyłem do domu. Po drodze spotkałem Janka Małpę, który widząc mój oręż rzekł:

- Dziecko tylko nie strzelaj do ptaków i innych zwierząt.

- Nie, ja strzelałem tylko do konwojentów z GS-u proszę pana - odparłem pokornie.

- A do tych chujów to możesz, bo piwa znowu dzisiaj nie przywieźli - pochwalił mnie pan Janek Małpa i rozeszliśmy się ja do Cisnej, pan Janek na Habkowce.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R