Trauma jak chuj
Nie cierpię sandałów ani klapek. Jak widzę coś takiego na nogach istoty ludzkiej, to dostaję gorączki i szału. Tej traumy, jak chuj, nabyłem w dzieciństwie.
Wszyscy koledzy biegali w tenisówkach, a mi rodzice kazali nosić białe drewniaki i brązowe sandały (bo wujek z Niemiec przysłał). Nie mogąc przezwyciężyć lęku przed władzą rodzicielską popierdalałem w tych drewniakach. Po szkole, kiedy Darek i reszta mojej kompanii biegli przez łąki ukwiecone, to jak w tych zjebanych drewniakach człapałem jak koń Rafał wystukując na asfalcie rytm upokorzenia i żalu. W końcu wziąłem się na sposób i krzywiąc te jebane drewniaki na wszelkie możliwe sposoby porozdzierałem je tłumacząc się później w domu przywdziewając minę niewiniątka: „no szkoda, zepsuły się”. Rodzice z wielkim żalem, że to przecież wuj z Niemiec przysłał i takie to pożądne było, i że nic nie potrafię poszanować, ale ja wolałem jednak poszanować swoją dzieciną wolność niż te pojebane białe drewniaki i równie zjebane brązowe sandały.
Moją traumą objęte są również koszule w kratę i takież spodnie… i w paski kurwa też.
Pomny doświadczeń nigdy w życiu nie powiedziałem swojej Rosemary nic na temat osobistej mody odzieżowej, niech nakłada na siebie co chce, nawet worek po ziemniakach byle miała zachowane poczucie wolności, a i tak dobrze, że wuj z Niemiec nie przysłał mi zbroi rycerza krzyżowego, bo chodziłbym w niej lekko wysztywniony do szkoły.
R