Srebrna łyżeczka


Czyli rzecz o tym jak materia nabiera wartości.


W czerwcowy dzień ukwiecony radością istnienia nad stawem przy Siekierze kwitną kolorem różowym, żółtym, bordowym i fioletowym piękne kwiaty. Posiały się z trawą, wiosną na świerzo usypanej grobli. Patrzę na nie z zachwytem, bo są ładne i mówią do mnie, że cały świat jest też ładny. Z nad stawu unosi się mgła poranna i powoli rozprasza się na tle błękitnego nieba. Karpie spławiają się tworząc na wodzie kręgi.

- Mam coś do sprzedania – przerywa moja zadumę głos zza siatki ogrodzeniowej. Podchodzę i witam się z Mietkiem Nożownikiem, który ma już ryj ściągnięty a’la krzyk Munka.

- Czego? - pytam.

Mietek coś tam rozsłupuje ze szmatki i asekuracyjnie dodaje:

- Tylko osiem złotych chce.

- No pokazuj szybciej, bo nie mam czasu.- ponaglam, bo chce wrócić do podziwiania poranku nad stawem.

W dłoniach Mietka błyska srebrna łyżka, ładna z ornamentem kwiatowym, prawdziwe srebro z bitą próbą, podaje mi ten precjoza. Patrzę chwilę na tę łyżkę, później na ten krzyk Munka wymalowany na ryju Mietka po czym wyciągam dychę i mówię:

- Masz…

Mietek zadowolony z przebiegu transakcji odchodzi, a ja siadam na ławeczce nad brzegiem wody i wpatruję się w tą srebrną łyżkę myśląc sobie:
- Oto w taki sposób materia nabiera wartości, tej łyżce wartość nadał Mietek swym upadkiem…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R