Rękawiczki
mamy Mietka
Mietek Nożownik pomaga mi na górze Horb w usuwaniu awarii wodociągu. Naciągamy się z
niebieskim, siedemdziesięciometrowym wężem, który nieznośnie nam się plącze,
brakuje nam trzeciego, byśmy tworzyli na tej grudniowej łące nowożytną grupę Laookona. Taszczymy oślizgłą szlamem pompę, Mietek ściąga
przy tym rękawiczki jednopalcowe z baraniej skóry. Mówię:
-Załuż, bo łapy Ci zgrabieją.
Na
to on odpowiada:
-Nie
mogę ich zniszczyć, ani ubrudzić, bo to rękawiczki po mojej matce, to wszystko
co mi po niej zostało.
Patrzę
na Mietka Nożownika i żal mnie ścisnął jak ten mróz grudniowy ziemię, bo te
rękawiczki to ostatnie ciepło matczynej miłości do dziecka. Depozyt z odległej
przeszłości. Wieczorem odwożę Mietka na Dołżycę do jego lokum na starej
składnicy drewna. Wysiadając z samochodu zapomniał tych rękawic. Na drugi dzień
spotykam go za Siekierą i mówię:
-Mam
twoje rękawiczki, zapomniałeś wczoraj.
Mietkowi
wykwitł na twarzy szczery uśmiech:
-To
dobrze, bo bałem się, że je straciłem... wszędzie szukałem! - oznajmił prawie z
rozpaczą.
Rękawiczki
mamy Mietka to wieczne ciepło, to żar wspomnień matczynej bezgranicznej
miłości...
R