Piękny listopad


Wszystkie liście już opadły, góry pokrył szron, szarości wyparły wszystkie inne barwy, takie Bieszczady też są cudowne i piękne. Wszystko wokół stonowane i spokojne, nawet zdaje się rzeka Solinka, ciszej szemrze i szumi, by nie burzyć tej harmonii późnojesiennej ciszy. W ciemnym świerkowym zagajniku sójki rozdzierają ten spokój przeraźliwie się nawołując, ich skrzek kojarzy mi się nieodłącznie z Baflowym: daj tacę, daj tacę…. pójdę pozbierać szkło.

Cisna jako wieś, też już uśpiona jedynie nowi radni wybrani przez lud z animuszem krążą po wsi jak te sójki w świerkach nawołując się do czynów politycznych. Orangutan Tadek chwilowo nie mieszka pod swoim mostem choć jego dobytek cały leży tam pod plandeką rolniczą i te dwa żółte wiadra po majonezie świecą na żwirze jaskrawością zaburzając szarą kompozycje, ten ład i spokój w przyrodzie przenosi się do wnętrza człowieka i osiąga się taki piękny stan pogodzenia z własnym istnieniem, nie chce się nigdzie pędzić, a jedyne pożądanie jakie się odczuwa to to, by sobie powoli, łagodnie żyć. Pierwszego listopada uczciliśmy wszystkich żywych inaczej na ciśniańskim cmentarzu, szukałem tam po ciemku grobu Witka Malarza i straszliwie zajebałem głową w żeliwny krzyż co to nade mną górował, aż sobie zakląłem:

- Kurwa, nastawiają tych patyków i żywego o mało nie ukrzyżują.

Dzisiaj listopad powoli umiera, a ja siedzę sobie z Baflem w pustym lokalu i miło gawędzimy o Mietku Nożowniku, Orangutanie i Marku Co Nie Robi Nic, nawet Baflo wydaje się stonowany tą jesienią…

Wydaje się, że z tym stanem ducha jesteśmy gotowi na przyjęcie zimy, już wkrótce biel nas spowije, ale nie lękamy się, bo spokój i łagodność w nas i poza nami widać, tak sobie tutaj czekamy na to co do nas idzie…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R