Lampka Tadzika
Tadzik przywiózł w prezencie cztery przydomowe lampki na baterie słoneczne. Było to z siedem lat temu, powbijałem je wokół oczka wodnego i lampki uroczo oddawały w nocy złowione podczas dnia światło. Tadzik umarł, a lampki świeciły jakby nie zauważyły tego mroku odejścia człowieka, później jedna się rozbiła i następnego roku świeciły trzy, ale pod koniec lata jedna zatraciła swoje światło. Dzisiaj świeci ostatnia, z niepokojem patrzę na nią codziennie wieczorem czy zajaśnieje swym blaskiem, a ona póki co nie zawodzi, dzielnie rozświetla pamięć o Tadziku, ale pewnie w końcu jej świetliste życie też się wyczerpie i wówczas ten ogarek pamięci o odeszłym człowieku będzie tlił się we mnie aż po mój kres. Im dalej od granicy odejścia Tadzika, a później mojej światło to będzie przygasało, aż w końcu wszyscy pogrążymy się w mroku i to będzie ostateczny nasz kres to będzie wieczysta akceptacja naszej ludzkiej tragedii. Póki co jeśli możesz ogniu nasz to tlij się jeszcze w mroku.
R