Klonowanie - wzruszający pęd do wieży


Oto grudzień, pozornie wszelka dynamika w przyrodzie i ludzkich żywotach zanikła, ale jednak nie, przeniosła się bardziej w głąb pod zeschłe liście, pod szare niebo i pod przymarzniętą ziemię. Idę sobie z moim wiernym towarzyszem, szarym psem i jesteśmy właściwie w połowie naszej drogi pod górę Horb, kiedy z naszego błogostanu wydziera nas dźwięk urządzenia przenoszącego głos na odległość:

- Dzień dobry, jestem wychowawczynią Róży – brzmi na przywitanie niewieści głos.

Zjeżyły mi się odrazy włosy na głowie, bo mam świadomość że Rose Mary do aniołków nie należy. By znieść ten stan napięcia, szybko przyznałem się, że jestem jej ojcem i wówczas poszła już lawina. Miła pani poinformowała mnie o nieprzeciętnych osiągach naukowych mojej latorośli, wszystko byłoby dobrze, ale te osiągi były w skali… do tyłu. Pani wychowawczyni rzekła z troską w głosie:

- Martwię się o Róże i nie wiem dlaczego państwo nie mają nad nią większej kontroli?

Tym pytaniem mnie zupełnie zaskoczyła, by dać jakąkolwiek logiczną wypowiedź, szybko wydukałem z siebie:

- Bo wie pani to są Bieszczady i trochę się tu pije.

Dzięki bogu dobrze wybrnąłem z tego ambarasu, widocznie panią wychowawczynie zadowoliło moje wytłumaczenie, bo nie przedłużała już naszej miłej konwersacji. Po dwóch tygodniach przyjechała do domu Rose Mary. Siedzimy przy kolacji i dyskutujemy o klonowaniu. Róża wyjaśnia nam podręcznikowo o tych skomplikowanych mechanizmach oszukiwania przyrody, ale nie jest pewna jakiegoś szczegółu, przerywa sobie konsumpcję i dzwoni do koleżanki o imieniu Chomiś i dopytuję się z pasją naukowca jak tam te chromosomy niby mają być, Chomiś jest wyraźnie zdziwiona i słyszę, że zadaje pytanie:

- Ale po co ci to teraz?

- A bo zajebaliśmy chłopaka Róży i teraz kurwa musimy go klonować, bo nie chcemy iść do pierdla – drę się do telefonu.

Róża wyjaśnia ostatecznie sprawę z klonowania i na podstawie tego dowodu niewyobrażalnego pędu do wiedzy nie pasuje mi to ni jak do jej realnych osiągów naukowych, ale z drugiej strony może jest taka opcja - nauka do tyłu. Na dobranoc Rose Mary zapuszcza sobie piosenkę ze znamiennym refrenem „nie potrzebuję nic wiele wiedzieć” i wówczas wszystko dla mnie staje się jasne. Uczenie się Róży do tyłu, to po prostu taki program edukacyjny. Pani wychowawczyni nie ma się czym martwić, a ja muszę się dzisiaj napić.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R