Jezusa okradli
Wyjeżdżając z Wołomina żegnam się z Jezusem, który jest mniej więcej po czterech piwach. Jezus troskliwie przestrzega mnie:
- Tylko żeby cię tam w pociągu nie okradli.
I opowiada ku przestrodze swoją historię podróżną ze złodziejami w tle, a całość wyglądała mniej więcej tak:
Jezus kołatał się pociągiem w kierunku Wołomina. Czule obściskiwał wzmacniacz pokaźnych rozmiarów, który dostał od kolegi „żeby sobie naprawić i żeby sobie mieć”. Z majątku ruchomego posiadał jeszcze walkmana i kurtkę. Do przedziału weszło dwóch łysych drabów i niedwuznacznie zaczęli się wpatrywać w swą ofiarę. Po chwili niezręcznego milczenia, jeden z nich wskazując na pudło, zapytał:
- Co to?
- Wzmacniacz, ale zjebany - dorzucił Jezus mając nadzieje, że to oświadczenie zdewaluuje astronomiczną dla niego wartość tego urządzenia.
Łysy ogarnął rentgenem swych oczu sprzęt i rzekł do kompana:
- Za duże i za ciężkie. Nie będziemy tego kurwa wlec.
W tym momencie pociąg wjechał w tunel i zrobiło się strasznie, strasznie dla Jezusa. I już barbarzyńcy mieli opuszczać przedział, a ten jebany pociąg właśnie opuścił tunel i uczyniła się światłość. W tej pożodze jasności łysy dostrzegł za Jezusem walkmana, pogroził palcem i ojcowsko napomniał:
- O nieładnie tak chować, daj to.
Jezus bez chwili wahania wykonał polecenie.
- No to nara – pożegnał się łysy i już miał wychodzić, ale w ostatniej chwili sięgnął jeszcze po kurtkę Jezusa. Ten z rozpaczą spojrzał za okno pociągu gdzie niemiłosiernie jebała śniegiem styczniowa zadymka, a później błagalnie na swego komornika. Ten drugi łysy wysiadając na stacji krzyknął do kompana:
- Ty zostaw mu kurwa kurtkę, bo zmarznie.
Ale pociąg ruszał już i ten pierwszy ze smutkiem oświadczył:
- Nie zdążę już.
Dobrze, że zostawili Jezusowi ten zjebany wzmacniacz, bo taszcząc go po Warszawie było mu przynajmniej ciepło…
R