Janek Raper deliriuje
Początek lipca, szaleństwo wybujałych traw, szaleństwo kwitnienia, szaleństwo życia. Ten stan udzielił się chyba też Raperowi, który rzucił się w swój obłęd już ćwierć wieku temu i to nie w nim coraz głębiej. I nikt już nie wie co myśli sobie Jan Raper, bo on sam już chyba nie wie. Dzisiaj Janek Raper delirjuje, w ten piękny słoneczny dzień wybujała szaleństwem jego osobista delira, szaleje i kwitnie jakby podlana tym wczorajszym ulewnym deszczem, zasilona tym dzisiejszym słońcem delira Jaśkowa króluje. Idę do pracy, spotykam Rapera na chodniku przed posterunkiem policji mówię na przywitanie:
-
Cześć Raper.
- A zgubiłeś kiedyś zęby? - odpowiada.
-Ochujałeś Raper? Jak ci zaraz zajebie w łeb to wszystkie Ci tu wylecą na ten chodnik - kontratakuję.
Ale Raper najwyraźniej nie poznaje mnie, bo dalej sieje agresje.
- Raper uspokój się, bo cię uśpię jednym pacnięciem - nalegam.
Jakby
coś zatrybił, bo odwrócił się i idzie przed siebie, cały czas coś tam
mamrocząc.
Przechodząc przez parking spotykam Andrzeja Motyla i
Cypisa. Informuję ich:
-Raper deliriuje.
-Wiemy - odpowiadają
zgodnie – latał tu jak pojebany i gadał, że umarli go chcą
złapać – rechocze Cypis.
Idę do Siekiery sprzątać wczorajsze ludzkie szaleństwo kwitnienia, miotła jak metronom uspokaja mnie i zastanawiam się kiedy Raper skończy kwitnąć swym szaleństwem, a później wracając do domu widzę pod płotem za dużym sklepem leżącego Tadka Orangutana. Patrzę na niego smutnym wzrokiem, bo przecież to mój kolega z ciśniańskiej klasy, a Mietek Nożownik swym głosem drastycznie wytrąca mnie z zadumy.
- Chuj zlał się, dobrze że jeszcze nie sra pod siebie…
Szaleństwo wybujałych traw.
Szaleństwo kwitnienia, szaleństwo życia…
R