ESTETA
Koniec czerwca, idę przez zachmurzona cudownie wieś i nie spotykam po drodze nikogo. Lubię taki stan przestrzeni bo rodzą mi się wówczas w głowie obrazy z przeszłości, a to jak biegło się do szkoły przez zieloną łąkę na której pasła się krowa a dzisiaj jest tam parking, a to jak wracając ze szkoły mówiło się dzień dobry panom siedzącym na murku przy sklepie pani Konczalskiej. Wśród tych osobistości przodował Stary Osa, Boryna, Pezex, Janek Małpa(tego najbardziej się baliśmy bo był taki zwierzęcy) sączyli piwa „Grybowskie” niepasteryzowane z butelek orenżadówek i sączyli też ładnie dni swego życia. Trudne to pytanie: czy przeszłość istnieje? Ale dobrze by było gdyby tak było bo szkoda mi tej przeszłości żeby sobie tak bezimiennie umarła. Przed Siekierezadą w czasie teraźniejszym stoi Marek( były mąż Pani Ufo) w czerwonej bluzie z kapelutkiem na głowie i gumiakach na nogach, podchodzę bliżej i słyszę jak mówi z podziwem patrząc na wymalowane na frontowej ścianie kwiaty:
- Kurwa ale piękne czerwone maki na Monte Casino.
- Nie czerwone tylko żółte i nie maki tylko słoneczniki i nie na Monte Casino tylko Siekierezadzie- poprawiam go dodając - wszystko kurwa wychodzi Ci nie tak.
- A tak sobie tylko powiedziałem - usprawiedliwia się.
- Esteta mi się kurwa znalazł- mówię wchodząc już do budynku, a tak na marginesie to ten Marek też pięknie nadaje się do tego murkowego towarzystwa, tyle że tego murku i tych ludzi już nie ma… Są? Sam już nie wiem, wszystko mi się miesza… A może to są jednak maki?...
R