Dba o nas Bafluś


Luty przypełzł do wsi nie wiedzieć skąd i kiedy. Mrozi, sypie śniegiem, dmie wschodnim, nieprzyjaznym wichrem i w ogóle jebie wszechogarniającą szarością. Staram się wzbudzać w sobie entuzjazm i pogodę ducha, ale gdzieś w głębi depresyjny pierwiastek szarpie za strunę. Pcham z mozołem te wszystkie dzisiejsze czynności tak mi to jakoś idzie niemrawo i chujowo. Zapatrzyłem się w szarą bieszczadzką dal, a tu nagle wpada na podwórko za Siekierą obywatel Baflo i drze się :

- Dawaj łopatę, bo goście zajebią się na nieodśnieżonych schodach!

W milczeniu podaje mu niebieski sprzęt antyśniegowy i Baflo znika jak przeciąg. W tle na tę troskę Baflową o ludzkość robiący u nas czyn budowlany Pająk mamrocze pod nosem:

- I tak jest tych chujów ludzi za dużo to niech się tam trochę ich zajebie, będzie luźniej.

Odwiesiłem się od tego zapatrywania w bieszczadzkie szarości i ruszyłem do Siekierezady, a tam Baflo ochoczo zbiera ze stołów talerze i szkło. Patrzę na niego i pytam się Justyny :

- Co on dzisiaj taki hiperaktywny?

- Pić mu się chce, liczy ze zarobi kilka groszy na substancję – odpowiada Justyna.

Zamyśliłem się i wtórnie zapatrzyłem w tego energicznego Bafla, po chwili wydałem werdykt:

- Alkoholizm na depresje dobrym lekarstwem, ale na krótką metę, a później jak pierdolnie Bafla w te szarości to go siedem kolorów tęczy stamtąd nie wyciągnie…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R