Bóg u psychologa


- Kurwa stworzyłem ich, stworzyłem im piękny świat, myślałem że to wszystko, a oni to teraz niszczą, wysadzają, trują, krótko mówiąc zarzynają ten piękny twór, który im podarowałem, ale chuj z tym niech sobie robią z tym co chcą, dałem im istnienie to niech sobie je wyjebią na śmietnik, ale najgorsze jest to, że przez cały czas od tego osranego początku gdy osiedliłem te nieowłosione małpy w edenie one zawracają mi dupę, modlą się do mnie indywidualnie i zbiorowo, to nie tak miało być, mieli być samodzielni, a oni nigdy się nie odtępili ode mnie. Ja nie mam siły już ich wysłuchiwać, tego ich mękolenia, chcę mieć trochę czasu dla siebie, siąść na swój skuter odrzutowy i polecieć gdzieś na ryby albo grzyby. Ja pierdolę zajmować się tymi ich problemami. Kto kogo wyruchał, albo kto komu dał w zęby, łeb mi już puchnie, jak drugi wszechświat, w końcu eksploduje mi ta bania i cały ten smród rozleje się po wszystkich światach jak wielkie kosmiczne gówno.

Skręcając papierosa, trzęsącymi się palcami, Bóg rzekł:

- Co zrobiłem źle? Na początku próbowałem to kontrolować, odpowiadać na prośby, wchodzić z nimi w interakcję, ale oni są tak pojebani, że stu Bogów by tego nie ogarnęło. Ja już nie mogę, jestem u kresu wytrzymałości.

- Proszę się nie martwić, na razie dziękuję, następną wizytę ustalam za dwa tygodnie - rzekł pan psycholog i wstał by pożegnać się z Bogiem.

I wówczas uważny obserwator dostrzegł by, że spod białego kitla wystają mu raciczki zamiast stóp, a po podłodze wlecze się byczy ogon zakończony chwostem. Bóg wyszedł z gabinetu, a pan psycholog rozsiadł się w fotelu i sapnął:

-Ale kurwa mają śmieszne problemy Ci bogowie.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R