Byłem tu


Wrzesień w Bieszczadach jaśnieje barwami i plamami światła, przestrzeń migocze i drży żółtością, zielonością, czerwienią się już jawory nad brzegiem Wetlinki, brzozy sypią swym listowiem siejąc pozłotą na Matkę Ziemię. Słońce wprawia w ruch tę całą skomplikowaną strukturę życia. Błękit nad górami otula cały ten świat swą pogodną łagodnością. W taki dzień siadam na rower i kręcę bez wytchnienia, chcę zajrzeć wszędzie, w każdy kąt mojej pięknej ziemi. Chcę zobaczyć czy ten potężny jesion na Wetlinie gubi już liście i czy pod mostem na Solince pląsają jeszcze opasłe klenie, czy rudbekie nagie kwitną jeszcze w zapomnianych wioskach i czy bobry na Solince powiększyły swoje tamy. Po drodze chłonę to mieniące się światło, to słoneczne rozedrganie światłości na wierzbowych listkach i te wzniosłe katedry zbudowane na mgnienie z promieni światła pomiędzy potężnymi jodłami. Czuję, że każda ta chwila napełnia mnie radością i szczęściem, te setki pięknych obrazów światła i barw pozostają głęboko w moim sercu i mózgu. Rozświetlają moje istnienie jak obrazy impresjonistów rozświetlają sale Luwru. Zatrzymuję się na brzegiem Solinki i podziwiam mieniące się platyną powłoki światła na jej nurcie. Nie mogę się oprzeć i wchodzę w jej kojące szemranie, pod stopami czuję ten delikatny żwir i piasek, brodzę sobie w tej łagodności płynącej ku zapomnieniu i dostrzegam kawałek oszlifowanej cierpliwością wody cegły. Podnoszę ten kamyk i piszę nim na płaskim głazie pośrodku rzeki:

- Byłem tu.

Chwilę się przyglądam swojemu graffiti i dopisuję "Bóg".

- Tak będzie dramatyczniej - mówię do siebie.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R