11:45 do Cisnej

 

1 stycznia, mamy kurwa ten ubaw już za sobą i dzięki bogom sprzątamy już Siekierezadę. Nie było źle jeden rzyg, jedna dziesiątka szkła rozbita i nikogo nie trzeba było napierdalać ani wypierdalać, choć to to samo, bo jedno pociąga za sobą drugie. Baflo przyniósł dziesięć pączków dla załogi, bardzo miły gest, choć nie we wszystkich było różane nadzienie, poznosił trochę naczyń ze stołów, a później zwolniliśmy go już z tej odpowiedzialnej fuchy, bo nie trafiał z tacą w drzwi i powodował wypadki ze ścianą. Siekiera wysprzątana oczekuje na spragnionych kacowiczów, siedzę sobie przy kominku i patrzę przez przeszklone drzwi na bezśnieżne Bieszczady, z sali portretowej widać staw, przepełnia mnie radość, że pływają w nim już szczupaki i sumy. Ta woda jest mi bardzo potrzebna do symetrii mojego świata. Moje zadumanie przerywa dźwięk urządzenia przekazującego głos na odległość to Wojtek Stolarz Podłogowy komunikuje, że będzie się streszczał, bo mu telefon pada i chciał tylko zameldować:

Dnia 1 stycznia 2014 rozpoczynam kolejną ucieczkę, jestem bez pieniędzy i... rozłączył się.

Nie chcę być prorokiem, ale stawiam na to, że WSP orbituje w kierunku Cisnej, ani chybi nawiedzi nas ten kataklizm, trudno zdzierżymy w końcu jesteśmy zrzeszeni w powszechnym kościele ucieczkowym, a Wojtek to nasz mesjasz jebany. Siedzę sobie przy kominku i patrzę na przemian to w ogień, to w gębę Jaśka Zubowa zaklętą w kamień rzeźby i sycę się swoją samotnością. I przychodzi mi do głowy, że chyba jestem już bardzo starym człowiekiem, jeśli raduję się tym stanem przebywania z sobą samym. Siedzę sobie tutaj i jest mi cudownie, a gdzieś tam ucieka WSP, a ja piję herbatę i zakąszam baflowym pączkiem.

 

Powrót

                                                                                                                                                  R