Żółw Piwko
Flaps dał mi żółwia o imieniu Piwko, może imię
wyszukana, a może i nie. Przyniosłem go do domu myśląc:
- Kurwa,
mało wymagające zwierzę, nieuciążliwe i twarde – w sam raz dla mnie, będzie się
hodować. Rzeczywistość, ta cipa niewydarzona szybko to
weryfikuje. Żółw przebywając w akwarium całe dnie i noce napierdalał
swą pancerną nadbudówką o szybę, kiedy chodziłem go opierdalać chował łeb w
kabinie i chuj. Po kilku nieprzespanych nocach doszedłem do wniosku wspólnie z
żółwiem, że on tak Knock, Knock, Knock do wolności bram. Maj darzył słońcem, wyciągnąłem
tego jebanego relikta z więzienia i zaniosłem do
bajorka nieopodal domu, żółw ucieszył się zajebiście, pływał zanurzał się i
wynurzał, pewnie też po żółwiowemu wznosił okrzyki – liberte, liberte! Cieszył się wolnością całe
miesiące i idąc nad bajoro miło było patrzeć na stworzenie radujące się życiem.
Pewnego jesiennego dnia Andrzej grasował po łąkach, trzebiąc rydze. Spotykam
się z nim wracając do domu, ten wyraźnie podekscytowany mówi:
- Nie uwierzysz, widziałem żółwia!!!
- Daj spokój, klimat aż tak się nie
ocieplił – bawię się z premedytacją z jego spostrzeżeniem.
- No naprawdę, miał taką skorupę i
łeb wysuwany, a na nim dwie plamy czerwone, gad prawdziwy - opisuje go
szczegółowo.
- Andrzej, nie pijcie tyle, bo
niedługo będziecie widzieć pterodaktyle.
- Ale naprawdę
widziałem, no nie wiem… – stwierdził niepewnie.
Rozeszliśmy się, ja w wiedzy, a
Andrzej w niewiedzy. Zapomniałem o całej historii, na wiosnę następnego roku
Andrzej przybiega do Siekiery i zapodaje na bar
żółwia.
- Patrz, znaleźliśmy go na
oczyszczalni ścieków, no i co kurwa, jest prawdziwy
żółw czy nie – wyskrzeczał z satysfakcją.
- To niezbity dowód na ocieplenie
klimatu masz Jędrek rację – przyznaję. I teraz ja miałem klina zabitego, czy to
mój żółw jest czy też obcy i trochę się obawiałem czy wracając do domu nie
podziobie mnie pterodaktyl.
R