Wzwód
Siedzę sobie nad wzwodem, nad swoim osobistym usztywnionym
kutasem i myślę-co dalej? Prokreacyjnie jestem zaspokojony, pod względem doznań
estetycznych też nieźle w życiu bywało, sztuka dla sztuki sobie popierdolić też
radę dawało. Siedzę sobie, a w kroczu to hydrauliczne cudo wypełnione nie
olejem pod ciśnieniem tylko krwią moją kochaną. Ja pierdolę - taki wzwód to
istne technologiczne wyrafinowanie. Ta cała hydraulika tworzy małżeństwa, trójkąty,
rozwody i bez liku bachorów chmary niezliczone. Siedzę sobie z tym wzwodem jak
z kolegą przy piwie i zastanawiam się, co z tym zrobić, może koleżankę poprosić
o zlikwidowanie problemu, a może panie dwie z agencji Flamingo, które
artystyczne show dają w duecie, a może sprawę wziąć we własne ręce, pierdolona hydrauliczna zabawka-tyle z nią
problemów. Jebany chuj-mózgu w swej główce nie mają mądrzejszy ode mnie i
własne plany realizuje, im dłużej myślę nad tym swoim wzwodem tym mniej mam pomysłów,
co z tym zrobić. I jeden powie, że obsceniczne, a druga powie, że amoralne, a
ja dodam, że taki osobisty wzwód jest nieprzewidywalnym zakończeniem nerwowym
mózgu i zrobi zawsze coś, co się w tej pale na górze nie mieści i ni chuja mózg
właściwy niczego nie przewidzi jak do tego na dole krew napływa….
R