Wyrzuć –
niepotrzebne
Idealne redukowanie rzeczywistości do funkcjonalności
transcendentalnej – tym zajmował się Piotr Brzozowski, ojciec mojego kolegi z
klasy podstawowej Antka, któremu spadł na głowę samochód marki UAZ o wadze
dwóch ton i teraz jest mądry inaczej. Piotr był człowiekiem niskim i szczupłym.
Sama postura tej istoty zdawała by się być swoim własnym manifestem czyli
redukcją wszystkiego do minimum. Pan Brzozowski był mechanikiem, gdy we wsi
zawodziła jakaś maszyna np. stary Dodge WC51 mojego ojca, Piotra przywoziło się
na miejsce zdarzenia i on rozumiał co mówiła do niego maszyna. I to co działo
się później to była czysta rytualna poezja aborygenów. Pan Brzozowski stojąc
przed Dodgem wysłuchał koncepcji na awarię właściciela po czym lakonicznie
cedząc słowa, mając w ustach papierosa marki Sport przemawiał:
- Sprawa
pierwsza: na czczo nie pracuję.
I ojciec
wysyła mnie do sklepu po ćwiartkę dla mistrza, którą ten ochoczo przyswajał na
dwa razy. Mistrz lubił mieć przy sobie czeladników. Stał wówczas nad
rozbebeszonym silnikiem Dodge’a i mawiał:
- Odkręć to…
poluzuj to… później skręć to… a tego nie zakładaj.
I kiedy
czeladnik wszystko już poskręcał, a zastawało mu pół kilograma części na które
zdziwiony się gapił, po czym pytał mistrza co z tym zrobić. Ten odpowiadał:
- Wyrzuć,
niepotrzebne.
O dziwo
maszyneria chodziła po redukcji zbędnych elementów lepiej niż z nimi. A tego
Dodge’a pierwszy raz po dwudziestu latach niepalenia mistrz Brzozowski
uruchomił od baterii płaskiej. Pamiętam jak dziś warkot tego silnika T-214, jak
zabulgotały wszystkie sześć gary symfonią harmonii. Dzisiaj jak odpalam jednego
z pięciu modeli wojennych Dodge’ów, które są na wyposażeniu Siekiery
przypominam sobie pana Brzozowskiego i jego dwa hasła porządkujące jego
istnienie: „Na czczo nie pracuję” i „Wyrzuć – niepotrzebne”.
Dzisiaj pan Piotr redukuje już jakieś ustrojstwa w niebie u jego
świętego imiennika, a ciało jego w myśl zasady „wyrzuć – niepotrzebne” leży na
cisniańskim cmentarzu.
- Panie
Piotrze, wódki z panem nie piłem bo byłem wtedy gówniarzem, ale zapamiętałem
pana jako pięknego człowieka. Dzisiaj już mogę się napić więc walnę sobie
pięćdziesiątkę za pańską duszę… no to na zdrowie, żeby na czczo nie pracować.
R