W
poszukiwaniu szczęścia
Szczęście – ten stan pogodnego ducha i zadowolonego ciała, kiedy
ono ma się pojawić? Czy tkwi ono jak kilogramowy diament tysiąc metrów w
trzewiach ziemi i trzeba się do niego dokopać pazurami? Czy jest zatopione w
morzu, w skrzyni pirata Czarnobrodego i trzeba go wyłowić z narażeniem
życia?
Szczęście –
może ono jest obietnicą nie do zrealizowania, obietnicą ułudną oferowaną przez
bank życia, który zawsze splajtuje i zostanie Ci tylko jedna akcja, niby wysokooprocentowana,
na czarnym papierze biało napisane – śmierć. By nie złożyć swego depozytu
najcenniejszego w takim sejfie trumiennym odkryłem gdzie skarby dla ciała i
duszy, w laboratorium własnego istnienia zbadałem, że szczęście jest tam, gdzie
można dostrzec wirujący patyczek na wodzie i się chwilę nad nim zadumać, że
szczęście jest tam, gdzie mrówki przechodzą przez leśną drogę i można chwilę
podziwiać ich piękny świat, obok ich piramidy z igieł igliwia, że szczęście
jest tam, gdzie cieszy drobny żwir i piasek pod stopami nad brzegiem rzeki Solinki, która mierzy czas swym szemraniem.
W laboratorium swego istnienia odkryłem, że szczęście jest
zapakowane w małym obiekcie i im on mniejszy tym jego władza w duszy i
ciele potężniejszą budzi energię. Szczęście to te piękne lasy w Bieszczadach,
które szumią hymnem życia od zarania, to lot sowy, cichy jak sen żbika,
szczęście to połoniny, z których widać więcej świata, szczęście to lot motyla
nad ukwieconą łąką.
W laboratorium swego istnienia odkrywam nowe pokłady szczęścia,
bogactwa tego starczy ci na wszystkie twoje dni, bo ono jest wszędzie, tylko
patrz i szukaj drobin, bo je znajdziesz dzisiaj, a potężne struktury tkwią w
przyszłości i możesz do nich nie dopłynąć, bo na oceanie czasu też są sztormy i
mielizny. Patrzę w ten dzień wiosenny na wodę niosącą mały patyczek wierzbowy,
patrzę jak on się kręci i podskakuje na fali tej pięknej rzeki Solinki i odczuwam szczęście, a silne już promienie słońca
przypieczętowują jeszcze ten stan w moim ciele i duszy.
W laboratorium swego istnienia…
R