„Walizka pełna śniegu”

 

Portret wiszący nad diabelskimi drzwiami w Siekierezadzie”, okolony jelenimi zrzutami przedstawia smutne oblicze Jana Zubowa. Zatroskanym wzrokiem patrzy na siedzących przy stołach, na nas żyjących, gdyż Jasiu mieszka już pod lipami w ciśniańskim parku ludzi wiecznie spokojnych.

Korzenie drzew odsączają jego substancję i popychają w kierunku niebieskiej otchłani. Pragnieniem naszym byłoby widzieć go między siekierami wbitymi w stoły w zadymionej sali rogatej, wniebogłosy wydzierającego się Fire! Fire!”, kiedy jeszcze Jasiu z Jimem Morrisonem  był w identycznej relacji, jak my z nim dzisiaj.

Jima odsysają korzenie w kierunku niebieskiej otchłani.

A Jan…jak my nie wiedział, dokąd wędruje.

Do tej barwnej postaci wrócimy jeszcze niejednokrotnie, ale teraz bliżej dnia dzisiejszego.

        Naprzeciw mnie Druh Kocur, lekko zmięty przez życie, odrobinę zużyty przez czas, poorany zmarszczkami nie ze swojej winy, a…i ze swojej by się kilka znalazło, na czerepie czarna chusta (wygląda jakby się przed chwilą urwał z Karaibskich piratów), ponagla mnie:„Napisz coś na początek, tak od siebie”. Patrzę na to stworzenie z demobilu i odczuwam harmonię estetyczną, niewątpliwie Kocur komponuje się z wystrojem Siekierezady.

Nie słyszę już, o czym rozmawiamy, ale wiem, że te pierwsze słowa w wirtualnym świecie muszą być o Jasiu. Taki manifest o utopii, wolności człowieczej w naszym małym ciśniańskim świecie, o podświadomej potrzebie przebywania w pobliżu ludzi, którzy odrzucili cugle, więzy, kajdany zorganizowanego społeczeństwa i żonglując wesoło flaszkami ruszyli po pochylni w otchłań na spotkanie wolności „idee fix”…

        Takie pragnienie nosimy wszyscy w naszych sercach szamoczących się w klatkach z żeber, niczym uwięzione ptaki, miotające się w szale przez całe swe ptasie życie do mirażu, do swego wyimaginowanego nieba, i nie ma znaczenia, że pewnego dnia zostaje garść zmiętych piór pozbawionych piękna. Całe to szamotanie to jego wolność podtrzymująca przy życiu, przecudowne kłamstwo o wolnym istnieniu.

        Jan Zubow przed swą ostatnią drogą zaszedł do Siekierezady, uraczył się piwem i późno wyszedł w rozgwieżdżoną noc, a jedna z gwiazd była mu już przypisana, zalotnie mrugała jasnym okiem. Jaś wiedział, że to jest ona, jedyna której pragnął – gwiazda wolności. Uśmiechnął się do niej znacząco, krzyknął Fire!”, rozebrał się z ciała i po promieniach jasnych, jak po schodach ruszył w górę gdzie spotkał się i z Jimem, i z innymi Jaśkami, a wszyscy w wolność odziani…

        Kocur  cyber Imhotept, niecierpliwie pyta: „Napisałeś ?”

        „Chyba jeszcze nie…” – odpowiadam.

R

Ps.

Siekierezada dla Jana Zubowa nie była stacją końcową „Wolność”, był to pewnego rodzaju dworzec – poczekalnia w tamtym kierunku.

POWRÓT