Tadek
próbuje umrzeć
Piękny lipcowy dzień, Solinka szepce
zielonym trawom opowieść o przemijaniu, gwiazdy z zainteresowaniem spozierają
na losy ciśniaków zaklęte w małej dolinie między Honem, Horbem i Ryczywołem.
Zapach lata, barwy zieleni dominują przestrzeń, kibić brzozy weń odziana,
muskularne buki w zieleń ustrojone , pokrzywione staruchy – wierzby nad
potokiem też w obowiązującej kreacji. Noc koi rozbuchany szał życia, uspokaja
podniecenie, zdaje się łagodność wieczna nastała. Oto dostąpiliśmy raju, jabłko
jeszcze nie dojrzało, wąż jeszcze nie wśliznął się na drzewo.
Otwieram
„Siekierezadę”, szkoda mi takiego czasu, ale wybieram niewolę życia
społecznego, zmuszam się do trwania w okopie swego życia. Instynktownie staram
się najwięcej czynności wykonywać na zewnątrz przed budynkiem „Świątyni”, by
celebrować mszę istnienia z przyrodą. Siadam na chwilę przed narożną wierzbą,
która przeszkadza, a nie pozwoliłem jej wyciąć, tulę do twarzy jej liście i
przez chwilę odnajduję podniecającą jedność z pulsem mojej ukochanej ziemi. Z
niebiańskiego uniesienia wyrywa mnie chrapliwy głos Mietka, którego zwabiło
poranne wino – beczka
-
Cześć …
-
Cześć Mietek – odpowiadam.
-
piękny czas, tylko żyć, chcę podzielić się swym nastrojem z Mietkiem.
Ten
jakby nie słysząc mojego zachwytu dzisiejszym porankiem zaczyna sam z siebie
ralację z wydarzeń, które skryła krótka lipcowa noc.
-
Wiesz, ten chuj chciał się znowu powiesić!!!
Tadek
– tak? Nie jest to z mojej strony pytanie, a raczej potwierdzenie komunikatu.
Z
zatroskaniem mówię:
I
co, znowu się nie udało
-
A tak, było śmiesznie, przywiązał postronek w stodole do belki, ale wiesz jakie
stare są tam te zastrzały w więźbie, robił je jeszcze Kudra, ciągle chlali to i
gwoździ żałowali. Jak się rzucił w dół, to zastrzał puścił i poleciał na
boisko, a belka przyjebała mu w łeb aż zemdlał. Jak rano poszedłem karmić kury
to Go tam znalazłem, odwiązałem postronek, wylałem mu Na ryj wiadro wody i się
chuj ocknął.
Mietek
rechocząc i kręcąc głową z dezaprobatą że można tak spartaczyć wieszanie
skończył relację.
Popatrzyłem
na atomową gwiazdę, która ofiarowała nam na dzisiaj i kilka milionów lat do
przodu dar życia, następnie na twarz Mietka, która wydała się odrobinę
zatroskana a później wydało mi się że patrzę w czeluść przerażającą myśli Tadka
z przed wieszania i bynajmniej nie odczułem harmonii zdarzeń.
Duże
oczy Mietka patrzyły przed siebie, puściłem gałązkę wierzby która jakby
otrzepała się z mego przytulenia i rzekłem:
-
Czekaj, przyniosę ci wino …
R