SUN TZU,
czyli sztuka
wojny
Czy ja mam
normalną pracę? Zastanawiam się ociekając krwią, nie swoją, - klienta… Chyba
tak, no dobra, ale teraz do krwi, do jej źródła.
Dzień
w Siekierezadzie minął spokojne, przed północą pomyślałem – dzisiaj skończy się
bez stresu. I oto, na to stwierdzenie wchodzi w jaskrawej, oczojebnej kurteczce
właściciel ścigacza (jak się później dowiedzieliśmy) z laską o dość miłej
aparycji. Taksuję gościa wzrokiem i czuję, że będą problemy. Słowa mogą kłamać
i mamić, ale ryj nigdy. RYJ zawsze powie Ci szczerze. Tak, jestem chujem – ma
napisane na czole, ale zaczekajmy, może się mylę.
Gość
z panienką napierdalają pięćdziesiątki w przyśpieszonym tempie. On staje się
coraz pewniejszy, zaczyna obrażać ludzi, podnosi tembr głosu. Laska go
uspokaja, ale widać, że nie będzie miała na nic wpływu. Facet jest
monotematyczny, opowiada o motorze, o motorze, o motorze i dalej kurwa o
motorze. Klientów sporo, zajmuję się robotą i staram się dystansować do tego,
że znalazł się w Bieszczadach, a pierdoli tylko o tym swoim jebanym motorze.
Już prawie o nim zapomniałem, wychodzę z zaplecza na salę i … wiedziałem. Już
się napierdalają. Powstaje wir przy barze. Szaman nasz kolega dzielnie
reprezentuje naród ciśniaków. Kobiety gryzą i drapią, chcąc rozdzielić
walczących, i chwała im za to, każdy używa swojej broni. Wir przesuwa się w
kierunku drzwi wyjściowych i motocyklista z laską zostaje wyrzygany z
Siekierezady. Chłopki i ich damy wracają, życie toczy się dalej.
Drugi
rozdział – W czasie pokoju gotuj się do wojny.
Trzecia nad
ranem, większość obywateli wymiękła, wszyscy już dogorywają przy swych
trunkach. I oto wraca przegrany. Wchodząc przeprasza i stara się łagodzić
sprawę. A ja już wiem, że będę musiał robotę skończyć własnymi „ręcami”, ale
może się mylę…
Nie. Po krótkiej chwili, jest już
wszem wiadome, że nie przyszedł się pojednać, a odegrać za upokorzenie. Zaczyna
swoje, co więcej, deklaruje problemy w moją stronę. By się zbytnio nie
pierdolić zaczynam krótki wykład.
- Myślisz, że jak wsadzisz sobie
1000 cm3 między jaja, a do dupy przylepisz sobie laskę, żeby grzała
od tyłu, to możesz robić burdel w Siekierezadzie. Wypierdalaj!
Rzucił kilka bluzgów i uniósł ręce
do starcia. Rzucił się na osobę „świętą”, kapłana baru. Kładę go na glebę. Chuj
jest ciężki, co najmniej trzydzieści kilo przewagi, oceniam szanse, trzeba
nadrabiać szybkim działaniem. Przyduszam go do ziemi i z uniesioną pięścią
mówię do laski:
- Bierzesz go i grzecznie
wychodzicie, czy dobić?
- Biorę – pada szybka odpowiedź.
- Pójdę – obiecał pokonany.
To był błąd.
Puściłem, a on skurwiel złapał mnie od dołu za nogi. Przemknęła mi myśl – jeśli
mnie powali, zginę. Z trudem utrzymując równowagę napierdalam pięścią po
warach. To skutkuje. Czerwona jucha zalewa nas obu, uwalniam nogi. Teraz jestem
bogiem, nim dochodzi do siebie, jest już za progiem. Z tyłu łapie mnie ktoś za
włosy. W amoku walki chcę przypierdolić, ale w ostatniej chwili widzę, że
to jego kobieta. Mówię:
- Puść, bo zastosuję zasadę
równouprawnienia płci.
Poskutkowało.
Wyłazi za swym macho. Marilyn Mason sączy się z głośników kojąc zmysły. Patrzę
na zalaną krwią podłogę i myślę – Mam normalną pracę, przecież mi płacą…
P.S. Większość miłośników motocykli jest w porządku, ale zawsze
trafi się jakiś chuj, który wszystko spierdoli, więc Panowie i Panie, bierzcie
przykład z Che Guevary – piszcie „Dzienniki Motocyklowe” i nie dajcie się
zabić..
R