Szeleszczące
światło
- powrót do
nicości
Jan umierał leżąc na
polanie w wysokiej trawie, było pewne że umrze, oczy
szeroko otwarte bezwiednie łowiły błękit nieba, myśli gdzieś przepadły i
istotne było tylko jedno zjawisko – szeleszczące światło.
Jan nie mógł się
ruszyć, życie już go nie potrzebowało, światło szeleściło w liściach jesionów
intensywnie, w koronach jaworów ciszej, może one mniej lubią szelest światła –
zastanawiał się Jan.
Rozbujane ostre
linie traw także cięły jednostajny szelest światła, przecinały jego brzmienie
niczym ostre noże.
Dlaczego to światło
tak szeleści? – zadręczał się umierający Jan.
Im bliżej zgonu szelest światła był potężniejszy, wzbierał jak
wiatr na połoninie wetlińskiej, zagłuszał wszystko,
pochłaniał życie Jana jak wir na rzece Solince,
podczas wiosennych przyborów wód zagarnia kawałek patyka.
Światło szeleściło
na rozkołysanych łbach chabrów, na wierzbowych witkach tłukąc niczym biczem z
wściekłością o białe pnie wielkich matron brzóz.
Światło szeleściło na wybebeszonych wykrotach świerkowych
Światło szeleściło w mózgu umierającego, oślepiając go atomowym
rozbłyskiem powrotu do nicości.
Jan umarł …
R