Święto zmarłych

Kurwa tak mnie to przytłacza

Te wszystkie cmentarze i ci wszyscy umarli

Kurwa tak mnie przytłacza ten jebany kosmos

Jest taki wielki, a ja taki mały

Jakby te wszystkie trupy nie wykorkowały

To by nie było mnie

Zrobili trochę miejsca

I mogłem się zmieścić

W jebanych, boskich planach

Kurwa cała ta zgnilizna śmierci i pleśni

Słodko-kwaśny odór

Jesiennych, gnijących liści

Jebani umarli

Kurwa przez nich czuję się jak zoombi

Jestem ich synem, ich dzieckiem

Pomiotem rozkładającej się przeszłości

W pizdu-sobie zapalę świeczkę

I zacznę rozpaczać żem żywy

Jebany kosmos

Jak wielka pizda

Wysysa mnie w kierunku śmierci

Nie naruchają nic już swymi kościstymi biodrami

I miednicami

Przez które widać zajebiste pejzaże

Salwadora Dali

Nie wydadzą słów z bezzębnych szczęk

Tylko gapią się tymi pustymi oczodołami

A w nich ten bezkres otchłani

Jebanego, zimnego kosmosu

W pizdu-sobię zapalę świeczkę

I zacznę rozpaczać żem żywy

Z okazji pierwszego listopada

Wszystkiego dobrego życzę

Wam-trupy

Niedługo dołączę do Waszej smętnej ferajny

Zajebiście być zoombi,

Trochę żywym w pamięci

A kurewsko martwym w przyszłości

 

Powrót

R