Sromotna
klęska
Jan Zubow siedział
przy „wozie” w „Siekierezadzie” i katem oka „tęplował” rzeczywistość. Na
zewnątrz za diabelskimi witrażami płatki śniegu dokazywały we wszystkich
kierunkach, wicher gwizdał i złorzeczył. W drugim końcu Sali siedziały trzy
turystki – trzydziestki, nawet dość urodziwe. Przysiadłem się do Jana, do nas
przysiadł się Stefan, później Władek i atmosfera zrobiła się ciepła, okraszana
wybuchami śmiechu, a całą orkiestrą dyrygował Stefan, którego gestykulacja
narastała w miarę spożywanego piwa i wówczas przypomina on Von Karajana z
batutą w dramatycznym utworze muzycznym.
Ni z gruszki, czy z pietruszki, Jan patrząc na panie rzekł:
- Czy wiecie co to jest sromotna kląska?
- Zaniemówiliśmy zaskoczeni, bo nie był to temat debaty.
- To ja wam pokarzę na przykładzie, poczym wstał, podszedł do
niewiast i nachylając się nad jedna z nich, tubalnym głosem rzekł:
- Czy raczyła by pani dzisiaj użyczyć mi sromu …
Pani podniosła się i na odlew z liścia wymierzyła Jaśkowi cios,
dość mocny bo gębę przekrzywiło mu od razu w nasza stronę.
Jan zwrócił się szarmancko do niewiasty:
- Dziękuję bardzo.
Wrócił do „wozu” z komunikatem.
- Panowie to co widzieliście, to właśnie sromotna klęska …
R