SPRAWCZA PIĘŚĆ
NIEMOCY
Prolog
Roluję dwie prace wykonane pastelami przez moją małżonkę dla
Wojtka Stolarza Podłogowego. Dzieła przedstawiają rozwścieczone konie stające
dęba, no może nie wściekłe, a spłoszone. Wojtek posiadł już wcześniej tabun koński
spod ręki Agnieszki i teraz zażyczył sobie jeszcze dodatek, który ma stanowić u
niego na ścianie okazały tryptyk. Pakuję zrolowane prace do twardej rury i ślę
via Murów do „trzęsącego się domu”, w którym trzęsie się Wojtek, bo w nim się
bardzo trzęsie dusza jego. Nieświadomy tego, że wysłałem Puszkę Pandory idę
sobie z werwą do roboty, której w Siekierezadzie nigdy nie brakuje. Poczta
Polska wywiązała się z kontraktu i dostarczyła przesyłkę. Wojtek rozpakował ją
i bardzo mu się koniska spodobały. Minęło dni kilka i Wojtek je oprawił
zgrabnie u pana szklarza i nadszedł ten dzień straszliwy ich wieszania. Konie
miały hasać po zielonej łące wojtkowych ścian. W
wieszaniu brała udział małżonka Wojtka – Teresa. Wojtek jednoznacznie
stwierdził, że konie muszą się zbiegać do głównego tabunu bo
wszystko ma dążyć do tego co się kotłuje w środku, jak do jasnej galaktyki
wszystko ma zmierzać z ciemnego kosmosu. Małżonka Teresa, że konie mają się
rozbiegać od głównego tabunu. Ta teoria była nie do przyjęcia dla Wojtka, bo
jak stwierdził już w Cisnej wszystko ma się kotłować, a jak się wykotłuje to nie ma już nic. Po długiej i burzliwej
dyskusji ideologicznej nie osiągnęli konsensusu. Wojtek uparcie twierdził, że
wszystko dąży do jądra czyli rodzaju implozji, a Teresa
forsowała teorię eksplozji. Niemożność zawarcia porozumienia stanęła między
nimi Murem Berlińskim. Wojtek w akcie rozpaczy i protestu siadł na rower z
zamiarem popedałowania w Bieszczady. Wszakże popedałował tylko do rynku w Opolu
i zamówił taryfę do Cisnej. Spakowali rower i o świcie przybyli.
Epizod: Dary
Wojtek wspaniale nabierał rozpędu, im więcej mijało godzin i dni
tym piękniej dojrzewał. On jest znany ze szczodrości, jest znany jak święty
Mikołaj, ale taki całoroczny. Menele dostawali codzienne wyprowiantowanie
- wino karton jeden litr plus papierosy, wycieczkowicze z autokaru
otrzymali wiklinowe koszyki, które Wojtek zakupił hurtem u pana wikliniarza, a
ja otrzymałem jednego pomidora dojrzałego, a to na okoliczność mojego zeszytu w
czerwone dojrzałe pomidory, w którym pisałem w ubiegłym roku i który mnie cholernie bolał, dostałem też grzyba trującego dla
teściowej, (chociaż jej nie posiadam, bo jest już w niebie) i dwa filmy o
uprawianiu miłości fizycznej, na jednym miłość uprawiała pani z takim dużym
czerwonym urządzeniem do ręcznego sterowania, a na drugim panie sikały na
wszystkich i wszystko.
Epizod:
Orangutan Wojtka
Idąc z Siekiery po sprawunki do sklepu spotkałem się z Wojtkiem,
który na smyczy prowadził Tadka Zgrzewkę uwiązanego jak psa i mającego na ryju kaganiec. Nie zdziwiłem się, ale zakwestionowałem
teorię, że to pies Wojtka określając tego stwora, jako orangutana i tak
Wojtek ciągał tego nachlanego małpiszona
po Cisnej, a turyści robili sobie pamiątkowe zdjęcia, pomysł dobry
przynajmniej nie jest to biały miś, a najebany
orangutan.
Epizod: Gówno ludzkie na plecach człowieka
Epizod:
Prośba Róży
Wojtek, tak jakby trochę umarł, bo w miarę upływu czasu zaczął
się psuć i wyraźnie czuliśmy, a nawet widzieliśmy jego zapach, Misiek zwrócił
mu uwagę w delikatny sposób: „Wojtek idź kurwa się
wymyj, bo nas tutaj zajebiesz tą ambrozją”. Wojtek szedł w zaparte i twierdził,
że się go czepiamy, w końcu moja córka Rosemary
pracująca w Siekierze na wakacje podeszła do Wojtka i dyplomatycznie zagaiła:
„Panie Wojtku mamy do pana prośbę niech się pan wymyje”.
- Mi to nie
przeszkadza, nic nie czuję - odpowiedział winowajca.
- Ale nam bardzo przeszkadza panie Wojtku
- odparowała Róża.
Prośba
dziecka poskutkowała. Na drugi dzień Wojtek wdrożył plan ratunkowy, zakupił
silny dezodorant marki Bond i przyniósł do baru nakazując:
- Jak coś
poczujecie to natychmiast mnie psikajcie.
Dzięki bogom
nie musieliśmy tego stosować, bo mieszanka mogła być wybuchowa, do kąpieli
nakłonił Wojtka Darek, u którego ten znalazł schronienie. Dzięki ci wielkie
Darku za ten szlachetny czyn!
Epizod: Mama
Wojtka
Wojtek ma bez mała pół wieku, ale jego mama, jak każda mama
czuwa nad nim jak wierny pretorianin nad cesarzem. Zazwyczaj po każdej
synowskiej ucieczce od rzeczywistości matka zjawia się pierwsza jak duch
opiekuńczy by prowadzić za rączkę małego zagubionego Wojtusia przez wielki
świat, ale tym razem utknęła była by w Lourd z misją
duchową. Złośliwi w Cisnej skomentowali
to wprawdzie, że mama Wojtka pojechała po wiadro wody świętej by syn mógł
dokonać ablucji i długo jej schodzi, bo przelewa do tego wiadra te krople
święte z małych i drogich buteleczek.
Epizod: Recytacje czyli spotkanie z bohaterem opowiadań
Widząc jak Wojtek od rana recytuje przygodnym człowiekom za Siekierą na przystanku kolejki wąskotorowej
swe dzieła literackie (skąd inąd bardzo zgrabnie
przezeń tworzone) odgadnąłem jego potrzebę wewnętrzną, że pragnie się podzielić
swym bólem i cierpieniem z nami wszystkimi, z całym światem. W Siekierze Wojtek
też atakował człowieków swą twórczością, więc
napisaliśmy plakat „Dzisiaj godzina 20 spotkanie z bohaterem opowiadań”. Wojtek
miał być żywym dowodem na prawdziwość istoty ludzkiej tkwiącej w moich
opowiadaniach. Okazałem, przeto afisz bohaterowi i ten niezmiernie się
uradował. Do dwudziestej było jeszcze z pięć godzin Wojtek przejął się i począł
ćwiczyć recytacje oraz układać plan prelekcji, wspomagał się dopingiem w
postaci pięćdziesiątek przepijanych piwem. Wybuchła oto godzina prawdy i nim
zdążyłem go zapowiedzieć Wojtek wparował między zgromadzonych. Ruszył z
recytacją swego szlagieru przeróbki „Lokomotywy” Tuwima na wąskotorówkę
alkoholików. To było dobre zainteresował gawiedź i zebrał aplauz, ale to by
było na tyle. Dalszy ciąg prelekcji go pogrążył, zaczął się rozmywać w
delirycznych skrawkach wypowiedzi na skraju menelskiego bełkotu. Tłumy
okazywały zniecierpliwienie i odwracały uwagę od prelegenta, ale cóż
pierwsze koty za płoty, przecie to debiut, następnym razem pójdzie składniej.
Moim zdaniem Wojtek popełnił typowy błąd kramarza handlowca - wywalił na ladę wszystko co posiadał, a powinien dozować prezentację towaru
by uzyskać to napięcie i niecierpliwość kupującego, który zastanawia się co
jeszcze kryje się pod dechami lady.
Epizod:
Happeningi i inne natręctwa
Wojtek wykupił miejsce parkingowe na parę trampków, które mu
łaskawie ofiarowałem, bo zagubił swoje obuwie. Wojtek otrzymał od pani
parkingowej paragon i trampki dzielnie parkowały wśród samochodów. Wojtek
wdrapał się też na bar w Siekierze, czym wkurwił
Miśka, który go natychmiast z niego usunął. Wojtek zdumiony zadał pytanie: „To
nie moje łóżko!?!”. Wojtek też oświadczał się przypadkowo spotkanym damom… ale nie zauważyłem by któraś przyjęła dłoń Wojtkową.
Wojtek też próbował uratować padłą imprezę „folkchlorową” Arka recytacją swej „Lokomotywy”, ale
zaatakowała go monstrualna czkawka i też nie dał rady.
Epizod:
Upadek anioła
Zbliżamy się do końca, bo Wojtek uczynił w sali portretowej swój
mocz, a następnie przez przypadek w nim usnął, razem z Nowakiem Maćkiem
sprzątaliśmy i Wojtka i ten mocz. Na naszą nieukrywaną dezaprobatę Wojtek
oświadczył: „Oto deszcz w Cisnej, oto prawdziwy deszcz w Cisnej”.
Epizod:
Pokuta
Nazajutrz Wojtek leżał krzyżem na parkingu i zadawał sobie
pokutę za te wszystkie popełnione występki i grzechy. Zdumieni przechodnie na
chwilę zatrzymywali się i odchodzili i jak zawsze los Jezusa każdemu
powszedniał.
Epizod:
Ceremonia pożegnalna
Bardzo to krótka była ceremonia przyjechał syn rodzony wojtkowy przenocowaliśmy go w Siekierze, a
Epizod:
Sprawcza pięść niemocy
Wojtek wyjechał, a Maciek Nowak zamieścił nam na służbowym
komputerze zamiast dotychczasowego bieszczadzkiego pejzażu zdjęcie Wojtka
zrobione od strony dłoni zaciśniętej w pięść. Sprawiało to wrażenie superbohatera z komiksu, śpiącego super bohatera. Nazwałem
go sprawcza pięść niemocy. Po którymś dniu Misiek poprosił Maćka o przywrócenie
pejzażu, podzieliłem jego sugestię w stu procentach, bo ta sprawcza pięść
niemocy była energetycznie bardzo męczącą i dołującą. (Autor zdjęcia:
Syrenka, której Wojtek też się oświadczył)
Epilog
Myślę, że Wojtek tak się męczy okrutnie, bo on nie rzyga,
przyswaja duże ilości płynów i innych substancji z otoczenia jak na przykład
codzienność i ciągle nie rzyga, a trzeba rzygać, bo inaczej człowiek pęcznieje
od tego wszystkiego i pęka jak balon. Nie można nie rzygać, po przyswajaniu
rzeczywistości i tego wszystkiego, co jest wokół człowiek musi rzygać albo
sztuką albo, czym tam, co ma i Wojtek jest na dobrej drodze, bo jego
„recytacje” to wstęp do rzygania i jak to mu się uda to ulży sobie i nam…
R