Spirytus
SANCTI
Świąteczne
opowiadanie
Tragedia ta wydarzyła się w okresie przedświątecznym w „dużym
sklepie” ciśniańskim należącym ongiś do Gminnej Spółdzielni w Lesku. W
atmosferze ogólnego podniecenia wynikającego bynajmniej nie z faktu narodzin
dzieciątka, a z dostawy świątecznego spirytusu na kartki. Ludziska tłoczyli się
w kolejce, od czasu do czasu wybuchały dynamiczne awantury i przepychanki
gaszone przez hardą sklepową pierdolnięciem tasakiem do mięsa w rzeźnicki
pieniek i oświadczeniem:
-Jak wam nie pasuje to będziecie na święta chlać wodę święconą.
-Spokój!!!!!
Heniek stał zdyscyplinowany, w dłoni ściskał kartkę na litr
spirytusu, z niepokojem obserwował skrzynki z butelkami, które znikały jak….
(nie było wtedy określenia „jak coś tam”, bo znikało wszystko, więc równie
dobrze można użyć przenośni, używając do tego celu wszystkich asortymentów
jakie „rzucali” na półki – fajki, mąka, chleb, mięso itp., oprócz octu).
Gdy dobrnął do celu, Pani sklepowa wyciągnęła dwie ostatnie
flaszki, stawiając je na kontuarze z dumą zwróciła się do klienta:
-No panie Heńku, nie na darmo pan przyszedł ze Strzebowisk taki
kawał, a szczęścia pan ma wiele, ostatnie dwie…
Szczęśliwiec spakował z troską butelczyny do szmacianej siatki,
uiścił kwotę i jął się przeciskać przez skłębiony tłum, z gardzieli którego
padały rewolucyjne hasła:
-Kurwy! Schowały na zapleczu!
-Jak to nie ma?!
-Będą handlować od tyłu!!!
-Od tyłu to niech się ruchają, chcemy naszego spirytusu!!!!
Jak widzisz drogi czytelniku w tamtej romantycznej epoce
Spirytus był SANCTI i uduchowienia można było doznać nawet w „dużym sklepie”.
Heniek dobrnął z mozołem do drzwi, prawie mu się udało chwycić
klamkę i wówczas wydarzyła się ta tragedia, jedna z większych, które mury tego
przybytku zapamiętały.
Wzburzone masy rewolucyjne pominięte przy reglamentacji
Spirytusu SANCTI napierały na ladę, zachowanie z punktu widzenia psychologii
tłumu było zrozumiałe:
-Przejebane było spędzić święta z wizją wgapiania się w pusty
stół i to na trzeźwo.
Heniek sięgał dłonią do drzwi, ale jak kurwa pech-to pech, ktoś
pchnął go w kierunku szyby wystawowej i lecąc na nią próbował zasłonić twarz, a
gdy ta pękała wypuścił siatkę z drogocenną zawartością, rozległ się głuchy jęk
pękających butelek, cały sklep zamarł w bezruchu, Heniek podniósł się
błyskawicznie z podłogi i krzyknął:
-Ludzie ratujcie!!!!!! Kurwa, dajcie jakieś szmaty czy co!!!!!!
Ale zanim sklepowe zatrybiły, że szmaty miałyby służyć do
zebrania świętej cieczy i wyżęcia jej do wiadra, cała zawartość rozlała się na
zadeptanej błotem i śniegiem posadzki typu lastrico.
-O KURWA, O KURWA……
Ciszę rozdarło krakanie Heńkowe, ból utraty i cierpienie
zmarszczyło mu twarz jak pole Władka Karabina przygotowane pod zasiew owsa.
-O KURWA…. O KURWA.... Całe święta na trzeźwo, ja pierdolę…..
I Heniek ruszył miętosząc bezradnie w dłoniach szmacianą siatkę,
ruszył w powrotną drogę w kierunku trzeźwych i niewesołych świąt.
R