Śmiej się
Pajacu
Muszę pisać, bo każdy wyraz, każde zdanie tworzą nici pajęcze
utrzymujące moją postać kukiełki w teatrze życia. Jeśli dłużej tego nie robię
czuję, że moje kukiełkowe nogi i ręce poruszają się nieskładnie i padam na
twarz przed publicznością i słyszę tą pieśń tragiczną – „Śmiej się Pajacu”.
Więc zapełniam biały papier hieroglifami niezrozumienia swej egzystencji, tej
małej kukiełki szarpanej od góry nićmi przeznaczenia i przez chwilę wydaje mi
się, że już nie słyszę tej pieśni okrutnej i odeszli śpiewać komuś innemu.
„Śmiej się Pajacu” cichnie w oddali.
Muszę pisać, bo każda chwila bez tego antidotum przybliża mi
przed twarz postać tego okrutnego śpiewaka. I jak tego nie robię czuję, że
ognisko gaśnie niepodsycane i śpiewak zbliża się z
mroku.
„Śmiej się pajacu” – słychać jego kroki.
Muszę pisać, by go zagłuszyć i nigdy nie dowiedzieć się, że głos
z mojego wnętrza dochodzi. I dociera do mnie ta okrutna prawda tej iluzji, że
to ja sam tę arię zacząłem i sam ją skończę.
„Śmiej się Pajacu” – dzisiaj wystawiam w teatrze mej duszy i
cokolwiek napiszę tego echa nigdy nie stłumię.
„Śmiej się Pajacu” – muszę pisać.
Więc napisałem dzisiaj…
…Śmiej się Pajacu…
R