Rozkoszny
ból istnienia
We mgle
zapamiętania błąkam się
Na co dzień
Włóczydła
polne białymi kandelabrami
Na
bezkresnych łąkach płoną
Góry
szarością zasnute
Krzyk
myszołowa w duszy
Pragnę
ulecieć z nim, ujrzeć
Świat z
góry, nie wrócić
Nie dotykać
ziemi by nie deptać
Modlitwy
traw, nie nastąpić
Na pracowitą
mrówkę niosącą dar królowej
Nie potknąć
się o zamyślenie ślimaka
Ból cudowny
życia odczuwam
Pragnienie
śmierci w oddali
By być tym
wszystkim
By ze mnie
też świat się tworzył
Ja też chcę
usypiać trawy
Być wiatrem,
spojrzeniem wilka
Biegiem
jelenia
We mgle
zapamiętania błąkam się
Na co dzień
Od życia do
śmierci, jedyna droga
Na
gościńcach i skrzyżowaniach
Codzienności
Tyle
rozkosznego bólu istnienia
R