Śledź –
Ramzes XIX
Kierownictwo lokalu
gastronomicznego w Cisnej obserwując nieproporcjonalnie wysokie spożycie
alkoholu w stosunku do obrotów kuchni, wyciągnęło z tego wnioski – „ludzie nie lubią
jeść, należy ich tego nauczyć”. Pojawił się „ukaz”, który zmuszał konsumenta
alkoholu do zakupu jednej zakąski.
Zawrzało jak w ulu, ale
władza – władzą, trudno – zakąszamy. W ladzie chłodniczej pojawił się
półmisek z korkami śledziowymi. Klient kupował wódkę bądź piwo otrzymywał
zakąskę, o ile ten pierwszy produkt wysuszany był kropla do kropli, garmażerka
powracała bumerangiem w całości.
Panie bufetowe doszły do
słusznego wniosku, że jest to złota żyła biznesu, więc kilkanaście śledzi
pokonywało większe odległości niż za życia w oceanie, a ile ciekawych twarzy
się naoglądały. Oprócz tego, że stały się
najmądrzejszymi rybami, to osiągały wiek niespotykany w ich naturalnym
siedlisku. Po czasie ulegały mumifikacji bardziej doskonałej od egipskiej sztuki
zachowywania nieistniejącego w niezłej formie. Jan Boryna,
jeden z klientów lokalu ochrzcił te arcydzieła sztuki kulinarnej Ramzesami, od
tej pory padało hasło przy bufecie – dwie setki i dwa Ramzesy.
Monotonię i zastój w ladzie
chłodniczej przerwał pewnego razu sam Jan Boryna,
który został tam wrzucony przez Jurka ze Strzebowisk
i mógł sobie z bliska pooglądać Ramzesy. Z
mumiami lepiej nie zaczynać, bo one klątwią
i mszczą się.
R