Radosna Kupa
Gnoju
Po ciężkiej zimie, która dojebała śniegiem, że mędrcy wioskowi
nie pamiętają takiej nazbierało mi się w stajni w chuj gnoju. Pod koniec marca
spojrzałem na to niepokojące zjawisko, chwyciłem widły i taczki, wzniosłem
propagandowy okrzyk bojowy:
-Każda kupa
gnoju wywieziona w pole to cios zadany zachodnim imperialistom!
I ruszyłem
opróżniać stajnię z tej wielkiej kupy nasranej przez konie (to wydalanie zajęło
im 3 miesiące). Ładuję na taczki parujący obornik i patrząc na te 3 chabety
mówię:
-Aleście
nasrali, nie robicie nic innego tylko ruszacie mordami i wydalacie. Fajne
życie, też bym tak chciał.
Po stoku łąki spływa woda, robi się błoto, zasysa gumniaki,
ślizgają się nogi, pada mżawka, za chwilę świeci słońce, ale wywożenie tego
produktu przemiany materii konia Laufra, Emila i Oskara bardzo mnie uspokaja.
Prosta robota, można powiedzieć „u źródeł”. Robię sobie przerwy, a to patrząc
się na myszołowy, które ślizgają się z gracją w przestworzach, bo to czas
ich godów, a to na kilka niebieskich cebulic, które zaryzykowały i ukazały
swe delikatne kwiatostany, a to na Łopiennik i Falową – góry otrząsające się ze
śniegu, a jak lecą żurawie, to zupełnie zastygam, bo nie ma dźwięku
piękniejszego o tej porze niż ich zew nadziei.
Wywożę sobie ten gnój i odczuwam harmonię z moim jestestwem,
gdzie panuje pokój na tej granicy niestabilnej, między wnętrzem człowieka, a
zewnętrznym światem.
Miła jest to
robota, wywozić sobie radosną kupę gnoju i w przerwach patrzeć na pukającą w
bramy Bieszczadu wiosnę, można powiedzieć, że każda kupa gnoju wywieziona w
pole, to cios zadany chaosowi istnienia.
Patrzę na
leniwie mielące mordami konie i mówię:
-Fajnie żeście
tyle nasrali, dzisiaj zadam ze sto ciosów chaosowi istnienia…
R