Prosty
program wyborczy Władka Karabina
Któreś tam
demokratyczne wybory, wszelacy kandydaci, hochsztaplerzy i inne chuje grasują po Rzeczpospolitej z zamiarem sięgnięcia
w przyszłości po jak najwięcej z Jej dużej biało - czerwonej szmaty. Z zamieci
śnieżnej wyłaniają się dwie postacie, skurczone i szczękające zębami szukając
schronienia w „Siekierezadzie”. To głosiciele idei i złej nowiny – partii
Leszka Moczulskiego zwanej KPN. Zamawiają po wódce i
rozglądają się po mrokach lokalu, węszą i wypytują szukają kandydatów na listy.
W kąciku lustrzanym ćmiąc papierosa bez filtra w lufce medytuje Władek. Znając
intencję konfederatów i mając świadomość że Władek
chłonie wszelkie nowe idee jak gąbka z naiwnością dziecka, jako „mesjasz”
od razu przepowiedziałem światu:
- Nasz Władek zostanie kandydatem.
Dwójka apostołów Moczulskiego
przysiadła się do potencjalnej ofiary, kolejka wódki, druga, trzecia, szepty,
knowania (kurwa, czułem się w tym wszystkim jak na
tajnym zebraniu armii krajowej) a gęby tych dwóch nie jaśniały zaufaniem.
Głuchy łoskot pięści w stół, Władek z trudem powstał i rykną – kandyduję. Przez
kilka dni „Siekierezada” stała się biurem wyborczym kandydata z ramienia partii
KPN. Władek jako „siewca” Van Gogha
siał idee, wygłaszał tyrady, jego twarz płonęła mistycznym uniesieniem. Na wsi
pojawiły się ulotki przypięte do co grubszych
jesionów, krótka charakterystyka postaci a w tym wszystkim informacja „mam pięciorio dzieci”. Siekierezada ożywiła się w ten
przednówkowy czas, zwolennicy Władka po kilkakroć o mało nie napierdalali
się z przeciwnikami, wrzało, każdy robił politykę. Po kilku dniach intensywnych
debat jakiś wyborca zamroczony kilkoma setkami wstał i wybełkotał zasadnicze
pytanie „Władek, a jaki jest twój program wyborczy?”. Wielebny kandydat uniósł
się z trudem dzierżąc w dłoni pełną setę, chwila milczenia i napięcia, poczym
gromko wydał oświadczenie:
„Jak mnie wybierzecie, to ja was kurwa wszystkich urządzę …”
R