Prawa ręka zniszczenia

 

Janek żebrał na ciśniańskim rynku. Przemowa do potencjalnego dawcy była nieskomplikowana:

- Panie, daj pan złotówkę.

Jednak listopadowy dzień nie sprzyjał „biznesowi”. Mało obcych, większość miejscowych, którzy nie dają nic. Ze smutkiem pomyślał: „Chuj, będzie delira”. (Wyjaśnienie - Jeśli nie uzbiera się na wino, wieczorem nastąpią zaburzenia neurologiczne powodujące schizy, padaczkę, omamy.)

       Proroctwo Jana spełniło się szybciej, niż myślał. Nie uzbierało się na „chleb”. Ledwie zapadł zmrok, a Jan już napierdala rurą o pień wielkiego jesiona przy przystanku autobusowym, niedaleko kościoła. Przechodnie pytają się:

       - Jasiek, co robisz?

       Jan udziela szczegółowych wyjaśnień, że ksiądz kazał mu ściąć to drzewo i z zapalczywością wielką koruje Bogu ducha winne istnienie. Zmęczył się przy tym okrutnie, odłożył sprzęt i przycupnął opierając się o swą ofiarę, potwornie wychudzony, wybałuszone oczy, z półotwartych ust cieknie ślina. Nagle krzyczy:

       - Nie…

Wydaje mu się, że jest rozpostarty na krzyżu, a prawa ręka należąca przecież do niego, chce wbić ćwieki w lewą dłoń i stopy.

- O ty kurwo, ty przeciwko mnie!

Prawa ręka nie zdzierżyła tej obelgi i rzuciła się Jaśkowi do gardła, chcąc zadusić jego kurczaka. Tenże chwycił rurę w lewą dłoń i jął okładać prawą, trafiając czasami w łeb, własny łeb. Bój to był na śmierć i życie. W końcu celny cios lewą ręką uzbrojoną w stal pozbawił Jaśka przytomności. Osunął się pod jesiona.

Prawa ręka ukazała się monstrualnie wyolbrzymiona i przemówiła:

- Ty chuju jebany. Tylko Ja jeszcze zostałam w twoim ciele prawa i zdrowa. A ty cały jesteś wrakiem, zmarnowałeś sobie życie. Zniszczę cię. Oto Ja – Prawa Ręka Zniszczenia – wymierzam ci sprawiedliwość.

Minęło kilka lepszych Jaśkowych dni, nażebrał na „chleb” powszedni. Przystawiając wino beczkę 2 l do ust czuł jednak, że prawa ręka robi mu na złość i niechętnie współpracuje.

W połowie listopada spadł obfity śnieg. Jan utknął w zaspie, w centrum Cisnej. Płatki śniegu powoli przysypały go całunem zapomnienia. Leżał w pierzynie mroźnej, tuląc do piersi skarb, niedopitą beczkę wina 2l. W oddali dał się słyszeć łoskot nadjeżdżającego pługu. Wówczas do mózgu Jaśka zabłąkała się genialna myśl, jak pozbyć się tej kurwy, prawej dłoni. Samochód był tuż, tuż. Jasiek niespodziewanie wyrzucił spod śniegu prawą dłoń. Stalowy potwór pochłonął ją, zmiażdżył i zmasakrował. Przerażony kierowca zatrzymał pojazd, wezwał karetkę. Jan już na noszach, dźwignął zakrwawiony kikut w stronę nieba i rzekł:

- Nic z tego, kurwo. Chciałaś mną dyrygować. Nic z tego. To ja jestem twoim panem.

Od strony góry Jabłońskiej milkł groźny sygnał karetki. Płatki śniegu ukrywały ślady krwi na drodze. A w mózgu Jaśka otumanionym środkami przeciwbólowymi, objawiła się lewa ręka, wyolbrzymiona i przemawiająca:

- Ty durny chuju. Teraz ja cię zaduszę, bo w prawości nie chodzi o stronę, chodzi o prawość bytu…

 

Powrót

R