Po prostu – lipcowy dzień

 

 

       Idę rano do swojego życia, do pracy, otworzyć „Siekierę” i dusić mopa w wiaderku niczym św. Jerzy smoka – codzienności, prozę wycierać i spłukiwać do ścieku niebytu, mijam bujne łąki, włóczydła polne obijają się łbami, motyl walczy z wiatrem, mrówki nie zważając na nic taszczą z hurtowni świata materiały budowlane do mrowiska, łania spogląda na mnie z zainteresowaniem ze środka pól, krzyczę do niej:

- Tylko nie żryj mi modrzewi – nic sobie z tego nie robi, nadal skubie trawę. Pies Brego – dog błękitny pędzi w zarośla jak zaraza i po chwili wypada na mnie rudy lis, trwa to sekundy ale dostrzegam że jest stary, czmycha przed rozjuszonym psem na górę Horb. Kilka minut drogi a tyle pięknych i cudownych wrażeń dobrze rokujących na dzisiejszy dzień.

Otwieram podwoje lokalu i walczę ze „smokiem” – mopem go, mopem go …

Odwiedza mnie Baflo i pożycza kieliszek, rytuał spożywania za „Siekierą” w toku, mówię:

- Ale wczoraj Staszek mi nie oddał szkła.

Na to zza Bafla Hiszpan:

- A ja wczoraj przyprowadziłem ci psa bo biegał po wsi.

Na taki argument pożyczam.

Wiocha budzi się do codziennego, heroicznego wysiłku, wieczorem część zapłaci za to cholernym kacem, a co niektórzy polegną w chaszczach błogim snem. Pięknie jest się ruszać z kosmosem, cudownie oddychać, patrzeć, słuchać … zbiór małego tworzy wielkie, tak samo w tej małej wiosce – pyły, drobinki, puzzle codzienności tworzą tkaninę którą nie sposób ogarnąć, jest tak wzruszająca, histeryczna, prosta, skomplikowana, wesoła i smutna, jest dwoista jak bogowie starożytnych Egipcjan.

Jest knajpa – Jest cmentarz.

Jest życie – Jest śmierć.

Jesteście wy – jestem ja.

Ładnie jest żyć …

Ładnie jest …

 

Powrót

R