Pojedynek –
Zdzichu Rados
Miasteczko
wymarłe
Dziwnie
znajome
W takim się
urodziłem
Jedna ulica,
kilka bud drewnianych
Udających
domy
Okiennice
trzaskają na wietrze
Straszą
wrony
Stoję na
środku gościńca
I czekam na
pojedynek
Zza tumanów
kurzu
Wyłania się
postać
Bliźniaczo
podobna do mnie
Do starego
wędrowca
Zdzicha
Radosa
W długich
siwych włosach i brodzie
Toną blade
niebieskie oczy
On wyłania
się w płomieniach słońca
Mrużę
powieki chcąc ocenić odległość
Dłonią
dotykam broni
By być
gotowym
Do cholery - co tam
stoi?
Postać
dziwnie znajoma
Lustro chyba
postawili
Nie będę
ryzykował
Gdy dzwon
kościelny przemówił
Broń w dłoni
i kula do krwi gna
Jak wilk do
gardła ofiary
Nigdy nie
pudłuję
Dostał,
zachwiał się i padł na kolana
Kto? Ja czy
on?
Dlaczego
klęczę w piachu
Stróżka krwi
płynie z mego boku
Skrzypią
skórzane buty
Brzęczą
ostrogi
Podchodzi do
mnie z boku
Złotą
dolarówkę rzuca mi przed oczy
Gdy padam
martwy na monetę
Słyszę
odpowiedź-
Zdzichu, to
ja, twoje sumienie
Miasteczko
wymarłe
Dziwnie
znajome
W takim się
urodziłem
Jedna ulica,
kilka bud drewnianych
R