Platynowe góry Zenka Niemczyka

 

Taki to luty, dzień za dniem, a w tle platynowe góry

Słońce nie wychyla się zza całunu chmur bo i po co

Popatrzeć na ludzką śmierć?

Bladą, zimną, platynową, szarą

Która strukturą twardą tworzy serca bogów

Niewzruszonych, z konsekwencją realizujących swój mega plan

Wyniszczania istnień na ziemi

Platynowe góry, jodły opuściły pod ciężarem smutku swe ramiona

Solinka wije się pod warstwą lodu

Przeświecając szarym smutkiem w niezamarzniętych bystrzach

Zenek Niemczyk przepływa w platynowej łodzi na drugi brzeg

Stoi samotnie w nagą prawdę odziany

Oddala się od nas boleśnie i nieuchronnie

Tkwimy na brzegu Solinki

W żałobnych platynowych szatach

A Zenek żegluje na drugą stronę snów

Płatki śniegu zamazują jego obraz w naszych oczach

Ale nie w szamoczących się sercach w klatkach przeznaczenia

Platynowa obojętność bogów zalewa nas zwątpieniem w ich mądrość

Ale mimo to wznosimy modły o łagodną dla Niego podróż

Platynowe bramy zamknęły się za łodzią Zenka

A my tkwimy na tym brzegu, czekamy na nasze łodzie …

 

Powrót

R